czwartek, 5 stycznia 2012

Rozdział 29

No i skończyły się moje normalne pomysły, czas na te walnięte. I początek końca.

Rozdział 29

Tydzień szybko zleciał na przygotowaniach do imprezy i nadeszła wyczekiwana sobota. Już od rana Jace nie spuszczał mnie z oka mając nadzieję, że coś zobaczy, bo nie był wpuszczany na salę balową. Siedział w mojej głowie całe popołudnie, dopóki nie zakazałam mu tego i nie poszłam się przygotowywać. Dopiero wtedy zniknął, żeby zapewnić mi choć trochę prywatności.
 Gdy już włożyłam sukienkę i biżuterię, przyszła Ori. Zrobiła mi delikatny makijaż pod kolor do sukienki. Później jeszcze przebrała się u mnie, bo miała ze swoją błękitną sukienką. Też była krótka, ale bardziej obcisła niż moja. Kiedy już ze wszystkim się uporałyśmy, przyszła Ester. Jej długa niemal do ziemi suknia była koloru ciemnej zieleni. Spojrzała na nas.
 - Gotowe? Świetnie, w samą porę. Spójrzcie, już jest siódma. Alex, teraz musisz iść do Jonathana i kazać mu się przebrać, tylko przyjdźcie dopiero za pół godziny. - Wręczyła mi paczkę z jego garniturem.
 Poszły razem z Ori na salę, natomiast ja zapukałam do drzwi pokoju chłopaka. Otworzył mi drzwi i szeroko otworzył oczy, wpatrując się we mnie. Weszłam i zamknęłam drzwi za nami. Wcisnęłam mu paczkę do rąk.
 - Idź się przebrać. - Nakazałam. Nie sprzeciwił się, poszedł do łazienki. Kiedy się przebierał, starałam się jakoś naciągnąć sukienkę trochę niżej, żeby nie była aż tak krótka. Nie wyszło. Po chwili Jace wyszedł z łazienki. Pierwszy raz widziałam go w takim stroju. Poprawiłam mu krawat, tak jak często tacie. Czy jakikolwiek mężczyzna potrafi go wiązać normalnie?
 - Wytłumaczysz mi, o co tu chodzi? - Zapytał chłopak. Wreszcie udało mi się rozprostować krawat, ale chwycił moje ręce, żebym nie mogła ich odsunąć. - Widziałem, jak coś robicie i się z tym kryjecie. Mogę wiedzieć, co wymyśliłyście?
 Uśmiechnęłam się.
 - Zobaczysz, a teraz już chodź... Chociaż nie, mamy jeszcze dwadzieścia minut. Przez te dwadzieścia minut masz nie dociekać, o co chodzi, zgoda? - Poprosiłam. Zgodził się z trudem. Wziął mnie pod rękę i poszliśmy na balkon, gdzie akurat zachodziło słońce. Jace spojrzał na mnie uważnie.
 - Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknej kobiety, wiesz? - Powiedział cicho, przesuwając dłonią po moich włosach. Uśmiechnęłam się. I postanowiłam jedno - tego wieczoru Jonathan miał być szczęśliwy, bo to jego jubileusz... A może powinnam złożyć mu życzenia? Tylko czego miałam mu życzyć? Sto lat?
 Staliśmy na balkonie dość długo, słońce schowało się za horyzontem. Wtedy przypomniałam sobie, że mieliśmy zostać tylko na dwadzieścia minut.
 - Chyba już czas. - Powiedziałam do Jace'a i razem poszliśmy na salę balową. Zapukałam do drzwi. Cisza. Trudno, niech będzie. Pchnęłam podwójne drzwi.
 Zewsząd rozległy się wiwaty i gwizdy. Czyli ok. Stanęłam na palcach, by pocałować Jonathana w policzek.
 - Wszystkiego najlepszego. To twoja impreza. - Powiedziałam. Objął mnie mocno, podnosząc do góry. Zabawa się zaczęła. Wszędzie było mnóstwo wampirów, których nie znałam. Jace cały czas trzymał mnie za rękę, żeby mnie nie zgubić. Raz na jakiś czas widziałam Ori, Constantina, Ester, Paulina czy Alfreda, ale rzadko. Dochodziła północ, pamiętałam fajerwerki i sztuczne ognie. Później starsi się ulotnili, zostało tylko paręnaście osób w naszym wieku. Zaczęliśmy pić alkohol. Co prawda Ori miej, Constantin też, bo ona była tylko człowiekiem i miała słabą głowę, a na wampiry alkohol działa jak zwielokrotniony. Ale my i pozostali ostro piliśmy. Pamiętałam tylko urywki zdań, w większości padały z ust Jonathana. Całował mnie i śmialiśmy się, całkowicie pijani.
 Kiedy Jace otworzył drugą butelkę wódki, przy okazji mocno mnie całując, Constantin szturchnął go w ramię.
 - Nie żebym ci coś mówił, ale rano będziesz miał straszne wyrzuty. - Upomniał go. Brat pokręcił głową.
 - Jeśli nawet, to raz się żyje, co nie? - Zaśmiał się, pijąc kolejny kieliszek. Był to chyba jego siódmy czy ósmy. Constantin wypił tylko dwa, Ori jeden, bo nie zasmakował jej gorzki alkohol. Po czwartej butelce wódki urwał mi się film.

*

 Obudziłam się rano w moim pokoju, w moim łóżku, w mojej koszulce nocnej, ale cała byłam obolała. Mimo to czułam, że świetnie się bawiłam. Ori siedziała z podejrzanym uśmiechem obok mnie. Uniosłam się na łokciach, patrząc na nią.
 - Co cię tak bawi? - Zapytałam słabym głosem.
 - Podziwiam cię. Dwadzieścia kieliszków. - Pokręciła głową. - No tak, u was nie istnieje kac. Pamiętasz coś w ogóle z wczoraj?
 - No... Wódkę, pocałunki... - Zamilkłam, przerażona. Całowałam się z Jonathanem! Trudno, było, minęło... - Po którejś flaszce urwał mi się film.
 - No to nie będę uprzedzać prawdopodobnych faktów. Koniec końcem tylko ja i Constantin z nas wszystkich jesteśmy trzeźwi.
 To mówiąc wyszła z pokoju. Opadłam z powrotem na poduszki i zasnęłam.
 Gdy otworzyłam ponownie oczy, słońce było już trochę wyżej. Wstałam, wzięłam prysznic i włożyłam bluzę, jeansy i adidasy. Spojrzałam w lustro, czesząc włosy. Wyglądałam jak czarownica. Nałożyłam korektor pod oczy i było już zdecydowanie lepiej. Na wszelki wypadek nałożyłam podkład. Dopiero teraz wyglądałam w miarę normalnie. Wyszłam z pokoju i niemal natychmiast natknęłam się na Constantina.
 - No wreszcie! Może ty go wyciągniesz z pokoju! - Powiedział i pociągnął mnie pod drzwi pokoju Jace'a. Zapukał, jednocześnie każąc mi się nie odzywać. Za drzwiami co chwilę rozlegały się głośne dźwięki, jakby Jonathan rozwalał pokój. Constantin zapukał jeszcze raz. Na chwilę hałas ustał.
 - Wejdź, a cię rozdupcę, braciszku. Ostrzegam. - Po chwili znów coś huknęło. Constantin spojrzał na mnie. Gestem nakazałam mu odejść.
 - Jace. - Powiedziałam cicho. Hałas znów ustał, tym razem zupełnie.
 - Alex, zostaw mnie. Proszę. Nie potrafię ci spojrzeć w oczy, a ty nigdy mi nie wybaczysz... - Urwał. Znów coś raz huknęło. Otworzyłam ostrożnie drzwi.
 Pokój wyglądał jak po przejściu tornada. Rozrzucona, rozerwana pościel, połamana rama łóżka, wyciągnięte i połamane szuflady, podarte książki, zbite szkło i wszelka porcelana, a na środku tego wszystkiego siedział Jonathan. Miał na sobie tylko jeansy, włosy jak zwykle roztrzepane, ale moje oczy zobaczyły coś jeszcze. Coś znajomego, znajomy kolor...
 Ślady mojej szminki.
 Przypomniałam sobie, że przecież wczoraj się całowaliśmy, więc nic dziwnego.
 Podeszłam do niego, uklękłam przed nim i położyłam dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na mnie, ale zaraz odwrócił wzrok. Ujęłam jego twarz w dłonie i zmusiłam do spojrzenia mi w oczy.
 - Czego ci nie wybaczę? - Zapytałam cicho, łagodnie. Wiedziałam, że zaraz usłyszę coś takiego, że pożałuję, iż zapytałam. Zamknął oczy i wyszeptał cicho:
 - Wczoraj, oboje byliśmy totalnie pijani, ale pamiętasz coś, cokolwiek?
 - Pamiętam alkohol i nasze pocałunki, później urwał mi się film. Nie żałuję tego, jeśli o to ci chodzi.
 - Nic więcej nie pamiętasz? No tak, nieźle ci pozwoliłem wypić...
 - Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? - Dociekałam łagodnym tonem.
 - Nie wybaczysz mi.
 Z trudem zachowywałam cierpliwość.
 - Jace. Co. Się. Stało.
 Zebrał się wreszcie w sobie.
 - Przespaliśmy się ze sobą. - Powiedział cicho, po czym wstał i rzucił ramą lustra o podłogę. Rozleciała się na kawałki.
 Ja natomiast klęczałam dalej, trawiąc te cztery słowa. O Chryste...
 - Ale... Jakim cudem? - Zapytałam cicho. Rzucił jakimś zdjęciem w ramce o ziemię.
 - Jakim cudem? Upiliśmy się oboje, wyprowadziłem cię z sali i poszliśmy do ciebie. Chcesz znać więcej szczegółów? - Niemal warknął. Pokręciłam głową. Ukląkł przede mną. - Ale jeszcze nie to jest najgorsze.
 Uniosłam głowę.
 - Najgorsze jest to, że mogłaś zajść w ciążę.
 Tym już mnie załamał.
 Jonathan podszedł do ściany i po prostu się po niej osunął, nie mając siły dalej trawić tego, co się stało. Usłyszałam ciche pukanie. Spojrzałam na chłopaka. Siedział z zamkniętymi oczami, nie drgnął nawet, gdy znów usłyszał pukanie. W ogóle nie wyobrażałam sobie, jak to wczoraj wyglądało...
 Znów pukanie. Poczułam, jak Jace wnika w umysły nas wszystkich.
 - Już ci nic nie zrobię. - Powiedział cicho, nawet nie unosząc głowy. Do pokoju wszedł Constantin. Zdawał się nie być zdziwiony tym wszystkim: rozniesionym pokojem, bratem pod ścianą i mną w kącie pokoju. W tym momencie wydało mi się, że to on jest starszy, a nie Jonathan. Constantin podszedł do niego, po drodze spoglądając na mnie uważnie, zwłaszcza na mój brzuch. Przykucnął przy nim i klepnął go w ramię.
 - Jak już spieprzyłeś sprawę, to przynajmniej zachowaj się jak mężczyzna i nie załamuj. - Zamilkł, widocznie dalszą część wypowiedzi przekazywał mu telepatycznie. Jace podniósł głowę i spojrzał na mnie, po chwili na brata.
 - Wiem. Tylko że nie mam pojęcia, jak to teraz naprawić.
 Znów cicha odpowiedź.
 - Liczę, że za dwa miesiące będzie tak samo, jak teraz.
 Przypominam, że też tu jestem.
 Spojrzał na mnie i natychmiast się przy mnie pojawił. Chciał mnie przytulić, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Spojrzał mi w oczy. 
 O co chodzi z tymi dwoma miesiącami?
 - Tyle trwa ciąża u wampirzyc.
 Tylko tyle?!
 - Wampiry rosną szybciej, ale każdy innym tempem.
  Dobrze, więc kiedy byłoby widać... Nie potrafiłam dokończyć. 
 - Constantin, kiedy byłyby sygnały? - Zapytał brata, wciąż patrząc mi w oczy.
 - Od drugiego do czwartego tygodnia. Jeśli do tego czasu nic nie będzie się dziać, to już się nie stanie.
 Ciekawe, skąd tyle wiedział na ten temat.
 - Dzięki. - Powiedział cicho Jonathan. - Mógłbyś...
 Constantin zrozumiał i wyszedł.
 - Alex, jeżeli rzeczywiście... Nigdy sobie nie wybaczę. To wszystko moja wina i...
 - Słyszałeś Constantina. Zachowaj się jak mężczyzna i nie załamuj. - Przerwałam Jace'owi. Odsunęłam kosmyk z jego twarzy. Zacisnął zęby, gdy go dotknęłam. Postanowiłam sobie, że będę cierpliwa.
 Wszystko miało okazać się już za dwa tygodnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz