To jest moje postanowienie noworoczne, jakby ktoś nie wiedział: dodawać chociaż z początku często notki.
Jak ma na imię wczorajsza solenizantka?
Rozdział 27
Ester siedziała na krześle przy stole, jej mąż obok niej. Przeglądali jakieś papiery, co chwila spoglądając na Constantina i Ori. Kiedy pojawiliśmy się, Ester spojrzała na Jace'a. Po chwili wróciła do papierów.
- Mówię ci, że nie. - Powiedziała do Paulina. - Tego faksu jeszcze nie ma, bo miesiąc się nie skończył.
- Zazwyczaj przychodzą przed końcem, około dwudziestego. - Kłócił się z nią mąż.
- Mama ma rację. - Wtrącił Jonathan. - Sorry tato, ale przychodzą w ostatnim dniu miesiąca albo nawet pierwszego następnego.
Paulin westchnął ciężko, ale przyznał rację żonie. Wyciągnął spod papierów czarną aktówkę i podał Ester.
- Ktoś nas chyba wołał? - Wtrącił Jace. Wszyscy na niego spojrzeli.
- Z tego co pamiętam, miałam zadać ci parę pytań. - Odparła Ester, wskazując mu miejsce przed sobą. Jonathan puścił moją rękę i usiadł na krześle, kładąc nogi na stole.
- Jonathan, to nie Ameryka. - Skarcił go ojciec, ale ten tylko warknął:
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dobrze, Jace... - Zaczęła jego matka. - Po pierwsze, jak długo będziemy mogli was gościć? A może zapytam inaczej: ile ty tu zostaniesz?
- Bo cię to obchodzi. - Parsknął śmiechem chłopak. Widać nie był w nastroju. Ester przewróciła oczami.
- Odpowiedz jak człowiek.
Roześmiał się jeszcze głośniej.
- Daj sobie spokój.
Wstał i podszedł do mnie, chwycił za rękę i poszliśmy do jego pokoju. Pierwszym co zrobił zaraz po zamknięciu za nami drzwi, było rzucenie pierwszą z brzegu książką w ścianę. Nawet nie drgnęłam, gdy następna książka, rzucona na oślep, uderzyła obok mnie. Wreszcie gdy zrzucił całą półkę, opadły mu ramiona i spuścił głowę. Podeszłam do niego powoli i ujęłam jego głowę w dłonie, zmuszając do spojrzenia mi w oczy.
- Po prostu... Oni interesują się tylko papierami i Constantinem! - Wyszeptał, unosząc głos.
- Ciii... To nic nie da. Jeśli nie chcesz, możemy wracać, prawda?
Westchnął i spojrzał gdzieś w bok.
- Tylko że ja nie chcę cię zabierać ze sobą.
W pierwszej kolejności poczułam falę gorąca. Zrozumiałam to jak ,,Nie chcę, żebyś była przy mnie". Uniosłam jego głowę, patrząc mu mocno w oczy.
Nie chcesz, żebym ci towarzyszyła?
- Nie o to mi chodzi. Po prostu tobie tu jest dobrze, widzę to. Tutaj jest Oradea, ona potrzebuje ciebie.
Skończ.
Zamilkł.
Przyznaj po prostu, że chcesz być sam.
- Nie chcę. Po prostu...
Skończ. Nie tłumacz się.
- Alex, do cholery, daj mi powiedzieć. Nie chcę jechać sam, ale ty nie będziesz chciała jechać, bo możemy nigdy nie wrócić!
Stand my ground, I won't give in
No more denying, I got to face it
Won't close my eyes and hide the truth inside
If I don't make it, someone else will stand my ground.*
No more denying, I got to face it
Won't close my eyes and hide the truth inside
If I don't make it, someone else will stand my ground.*
Zanuciłam ten fragment piosenki w głowie. Jonathan uśmiechnął się delikatnie.
- Jeśli tylko chcesz. Nie wyjadę na razie, postaram się odczekać, zobaczyć, jak to się potoczy... Może trochę mnie poniosło.
Czyli to jest twoje ,,przepraszam"?
- No, już bez przesady. Ja nie używam tego słowa.
Uśmiechnęłam się. Jace ściągnął brwi, wsłuchując się w czyjeś myśli.
- Wybacz na moment, ale Ester potrzebuje mojej pomocy, jak zwykle zresztą.
Pokiwałam głową. Wyszliśmy z pokoju na zewnątrz, tam rozdzieliliśmy się w odwrotne strony. Zanim doszłam do mojego pokoju, powitał mnie śliczny kot. Był jeszcze mały, szaro-bury, ale dość duży i puszysty.
- Hej... - Na obróżce zawieszoną miał okrągłą tabliczkę z wykaligrafowanym imieniem Chester. Kot zaczął łasić się do mojej ręki, gdy przykucnęłam.
Usłyszałam ciche parsknięcie. Spojrzałam przed siebie. Opierając się o kolumnę, stał młody chłopak, w wieku mniej więcej Jonathana. Jego czarne włosy układały się w miękkie fale, oczy błyszczały złotem. Na twarzy miał łobuzerski uśmiech.
- To twój kot? - Zapytałam. Pokręcił głową, podszedł do mnie i pogłaskał kota.
- Chester jest niczyj. Rzadko się pokazuje, przybłęda. Trafił tu jakiś rok temu. Jestem Damon. - Wyciągnął do mnie rękę, uścisnęłam ją.
- Alex.
- Dziewczyna Jonathana. - Powiedział. Pokręciłam szybko głową.
- Nie. Nawet nie mam tego w planach.
Damona widać rozbawiło ostatnie zdanie.
- A propos, gdzie on teraz jest? Myślałem, że spędzacie ze sobą większość czasu. - Zapytał.
- Tak bardzo się za mną stęskniłeś? - Usłyszałam głos Jace'a za sobą. Obróciłam się i uśmiechnęłam.
- Naturalnie. - Odparł Damon. - Jak zwykle twój przyjazd przynosi wiele zmian, tym razem nie jest inaczej. Wybaczcie, będę już zmykał, muszę jeszcze przywitać się z twoim bratem, Jonathanie... Wybacz, zapomniałem, że nie lubisz, jak się do ciebie tak mówi... Ciao. - Mrugnął do mnie i zniknął. Jace przewrócił oczami.
- Jak ja go nienawidzę. - Mruknął i podał mi jakąś dużą paczkę. - Ester kazała ci to dać. Nie pytaj, nie wiem, co to. I podobno mam nie wiedzieć.
Obróciłam paczkę w rękach. Nie wyglądała jakoś szczególnie, ot, zwykły duży pakunek w brązowym papierze, przewiązany szarym sznurkiem.
- Tu jesteś! - Usłyszałam głos Ori. Podbiegła do mnie i warknęła na Jonathana: - Wyłącz się.
Poczułam się dziwnie, jakby coś zniknęło z mojej głowy.
- Ja już otworzyłam mój prezent, musisz też to zrobić jak najszybciej!
- A może podpowiesz, co jest w środku? - Zapytał cicho Jace, jakby podstępnie. Ori pokręciła głową i pociągnęła mnie do mojego pokoju, rzucając mu jeszcze groźne spojrzenie. Gdy zamknęła za nami drzwi, zastukała palcem w paczkę. Rozerwałam paznokciem sznurek i rozwinęłam papier. Wyłoniło się białe pudełko i przypięty do niego list.
- Najpierw list. - Nakazała mi przyjaciółka. Otworzyłam go.
Niedługo (za tydzień) odbędzie się jakby bankiet z okazji setnych urodzin Jonathana. Zazwyczaj nie obchodzimy urodzin, ale setne warto. Tak więc w paczce jest coś na tę uroczystość. Mam nadzieję, że będzie pasować. Nie pokazuj tego Jonathanowi, nie mów mu nic. Chcę, żeby to była niespodzianka.
Całuję, Ester.
- Teraz otwórz paczkę! - Niemal krzyknęła z radością Oradea. Uchyliłam wieczko pudła i wysypałam jego zawartość na łóżko.
W pierwszej kolejności błysnęła w słońcu srebrna tiara. Śliczna, prosta i...
- Jezu, jak ona ci będzie pasować! - Pisnęła Ori.
Obok tiary leżało czarne pudełeczko, a w nim diamentowy naszyjnik. Gdy podniosłam go, okazał się dość ciężki. Składał się z dziesiątek małych błyskotek i jednego dużego diamentu.
W pudełku prócz naszyjnika były jeszcze bransoletka i kolczyki do kompletu.
- Matko, to musiało kosztować majątek. - Wyszeptałam.
Wreszcie uniosłam do góry sukienkę.
Była śliczna, jasnofioletowa, na grubszych ramiączkach. Na dole miała duże falbanki, ogólnie wyglądała na dość ciasną, ale była piękna. Ori westchnęła z zachwytem.
Zostały już tylko buty. Białe baleriny z wieloma srebrnymi zdobieniami, były jakby przeznaczone dla sukienki i biżuterii. Ori szturchnęła mnie w ramię.
- Przymierz! - Poprosiła. Wzięłam to wszystko i poszłam do łazienki. Miałam drobny problem z włożeniem ciasnej sukienki i zapięciem naszyjnika, ale wreszcie się udało. Włożyłam tiarę na głowę i wyszłam z łazienki. Ori westchnęła z zachwytem.
- Jezu, pięknie wyglądasz... - Nim zdążyła skończyć, usłyszałam pukanie do drzwi i poczułam, że to Jace.
- Wejdź, a poderżnę ci gardło! - Zagroziłam. Wpadłam do łazienki i szybko przebrałam się. Dopiero wtedy wyszłam, widząc Jonathana w pokoju. Wtedy zdałam sobie sprawę, że wciąż mam tiarę na głowie. Jace pojawił się przy mnie i spojrzał na nią przelotnie, po czym dotknął delikatnie mojej twarzy.
Uśmiechnęłam się. Jace ściągnął brwi, wsłuchując się w czyjeś myśli.
- Wybacz na moment, ale Ester potrzebuje mojej pomocy, jak zwykle zresztą.
Pokiwałam głową. Wyszliśmy z pokoju na zewnątrz, tam rozdzieliliśmy się w odwrotne strony. Zanim doszłam do mojego pokoju, powitał mnie śliczny kot. Był jeszcze mały, szaro-bury, ale dość duży i puszysty.
- Hej... - Na obróżce zawieszoną miał okrągłą tabliczkę z wykaligrafowanym imieniem Chester. Kot zaczął łasić się do mojej ręki, gdy przykucnęłam.
Usłyszałam ciche parsknięcie. Spojrzałam przed siebie. Opierając się o kolumnę, stał młody chłopak, w wieku mniej więcej Jonathana. Jego czarne włosy układały się w miękkie fale, oczy błyszczały złotem. Na twarzy miał łobuzerski uśmiech.
- To twój kot? - Zapytałam. Pokręcił głową, podszedł do mnie i pogłaskał kota.
- Chester jest niczyj. Rzadko się pokazuje, przybłęda. Trafił tu jakiś rok temu. Jestem Damon. - Wyciągnął do mnie rękę, uścisnęłam ją.
- Alex.
- Dziewczyna Jonathana. - Powiedział. Pokręciłam szybko głową.
- Nie. Nawet nie mam tego w planach.
Damona widać rozbawiło ostatnie zdanie.
- A propos, gdzie on teraz jest? Myślałem, że spędzacie ze sobą większość czasu. - Zapytał.
- Tak bardzo się za mną stęskniłeś? - Usłyszałam głos Jace'a za sobą. Obróciłam się i uśmiechnęłam.
- Naturalnie. - Odparł Damon. - Jak zwykle twój przyjazd przynosi wiele zmian, tym razem nie jest inaczej. Wybaczcie, będę już zmykał, muszę jeszcze przywitać się z twoim bratem, Jonathanie... Wybacz, zapomniałem, że nie lubisz, jak się do ciebie tak mówi... Ciao. - Mrugnął do mnie i zniknął. Jace przewrócił oczami.
- Jak ja go nienawidzę. - Mruknął i podał mi jakąś dużą paczkę. - Ester kazała ci to dać. Nie pytaj, nie wiem, co to. I podobno mam nie wiedzieć.
Obróciłam paczkę w rękach. Nie wyglądała jakoś szczególnie, ot, zwykły duży pakunek w brązowym papierze, przewiązany szarym sznurkiem.
- Tu jesteś! - Usłyszałam głos Ori. Podbiegła do mnie i warknęła na Jonathana: - Wyłącz się.
Poczułam się dziwnie, jakby coś zniknęło z mojej głowy.
- Ja już otworzyłam mój prezent, musisz też to zrobić jak najszybciej!
- A może podpowiesz, co jest w środku? - Zapytał cicho Jace, jakby podstępnie. Ori pokręciła głową i pociągnęła mnie do mojego pokoju, rzucając mu jeszcze groźne spojrzenie. Gdy zamknęła za nami drzwi, zastukała palcem w paczkę. Rozerwałam paznokciem sznurek i rozwinęłam papier. Wyłoniło się białe pudełko i przypięty do niego list.
- Najpierw list. - Nakazała mi przyjaciółka. Otworzyłam go.
Niedługo (za tydzień) odbędzie się jakby bankiet z okazji setnych urodzin Jonathana. Zazwyczaj nie obchodzimy urodzin, ale setne warto. Tak więc w paczce jest coś na tę uroczystość. Mam nadzieję, że będzie pasować. Nie pokazuj tego Jonathanowi, nie mów mu nic. Chcę, żeby to była niespodzianka.
Całuję, Ester.
- Teraz otwórz paczkę! - Niemal krzyknęła z radością Oradea. Uchyliłam wieczko pudła i wysypałam jego zawartość na łóżko.
W pierwszej kolejności błysnęła w słońcu srebrna tiara. Śliczna, prosta i...
- Jezu, jak ona ci będzie pasować! - Pisnęła Ori.
Obok tiary leżało czarne pudełeczko, a w nim diamentowy naszyjnik. Gdy podniosłam go, okazał się dość ciężki. Składał się z dziesiątek małych błyskotek i jednego dużego diamentu.
W pudełku prócz naszyjnika były jeszcze bransoletka i kolczyki do kompletu.
- Matko, to musiało kosztować majątek. - Wyszeptałam.
Wreszcie uniosłam do góry sukienkę.
Była śliczna, jasnofioletowa, na grubszych ramiączkach. Na dole miała duże falbanki, ogólnie wyglądała na dość ciasną, ale była piękna. Ori westchnęła z zachwytem.
Zostały już tylko buty. Białe baleriny z wieloma srebrnymi zdobieniami, były jakby przeznaczone dla sukienki i biżuterii. Ori szturchnęła mnie w ramię.
- Przymierz! - Poprosiła. Wzięłam to wszystko i poszłam do łazienki. Miałam drobny problem z włożeniem ciasnej sukienki i zapięciem naszyjnika, ale wreszcie się udało. Włożyłam tiarę na głowę i wyszłam z łazienki. Ori westchnęła z zachwytem.
- Jezu, pięknie wyglądasz... - Nim zdążyła skończyć, usłyszałam pukanie do drzwi i poczułam, że to Jace.
- Wejdź, a poderżnę ci gardło! - Zagroziłam. Wpadłam do łazienki i szybko przebrałam się. Dopiero wtedy wyszłam, widząc Jonathana w pokoju. Wtedy zdałam sobie sprawę, że wciąż mam tiarę na głowie. Jace pojawił się przy mnie i spojrzał na nią przelotnie, po czym dotknął delikatnie mojej twarzy.
______________________
* Stoję na moim miejscu, nie odpuszczę.
Dość zaprzeczania, muszę stawić temu czoła.
Nie zamknę mych oczu i nie ukryję prawdy wewnątrz,
Jeśli tego nie zrobię, ktoś inny stanie na moim miejscu. (Within Templation - Stand my Ground, obecne na stronie z muzyką)
Dość zaprzeczania, muszę stawić temu czoła.
Nie zamknę mych oczu i nie ukryję prawdy wewnątrz,
Jeśli tego nie zrobię, ktoś inny stanie na moim miejscu. (Within Templation - Stand my Ground, obecne na stronie z muzyką)
super!!! pisz dalej!!!
OdpowiedzUsuńPowiem wam, że ten rozdział był bez sensu.
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem chłopak trochę przesadził z tym "wybuchem" emocji...choć te pytanie faktycznie brzmiało trochę jakby tylko czekali aż wyjedzie.
OdpowiedzUsuńJakoś nie widzę by twoje wampiry różniły się jakoś od zwykłych ludzi, nie licząc tego że dłużej żyją.
Bo jakoś mi nie idzie
OdpowiedzUsuń