niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 5

 Nasze usta dzieliły milimetry. Przymknęłam lekko oczy i uniosłam głowę, by je zetknąć.
 - Hola, stop, mała. - Mruknął Florian, odsuwając się. Spojrzałam mu w oczy z zaskoczeniem. Jak to? Przecież tak dobrze szło...
 - O co biega? - Prychnęłam. Chłopak uśmiechnął się zawadiacko.
 - Mam kogoś. - Odparł i jakby nigdy nic sobie poszedł.

~

 Nie wiem, którą filiżankę z kolei już rozbiłam. Biegałam po mieszkaniu, tłukąc wszystko co mi wpadło w ręce i krzycząc z bezsilnej nienawiści. Jasna cholera!
 Położyłam się na panelach, fucząc ze złości. Dorwę ją. Dorwę tę sukę. Znajdę ją i zadźgam. Kim mogła być? Pewnie jakaś modelka. Albo aktorka. Piękna, inteligentna, ambitna. Ugh, nienawidzę jej, jakkolwiek niesamowita by nie była.
 Chciałam Floriana. Dla siebie, całego tylko dla mnie.

~

 Wszedłem balkonem do mieszkania Laury, cicho zakradłem się do sypialni i usiadłem obok niej. Spała jeszcze, nic dziwnego, była chyba z druga w nocy...
 Czy powinienem być z siebie dumny? Nie pocałowałem Charlotty, ale przeleciałem kilka innych dziewczyn. Czy to, że to ona tego chciała, a nie ja, cokolwiek zmienia? Odmówiłem jednej, zaciągając do łóżka kilka innych.
 Pogłaskałem lekko Laurę po włosach, uważając, by jej nie obudzić.
 Gdyby mi nie zabraniała wszystkiego, nie zdradzałbym jej.
 Natychmiast palnąłem się w głowę. Jak mogę ją obwiniać? Jest jak kruchy kryształek. Zraniłbym ją z całą pewnością.
 Wstałem szybko i wyszedłem tą samą drogą, którą przyszedłem.

~

 Ach, wiec to tak...
 Wychyliłam się zza murku, obserwując odchodzącego Floriana. Trochę mi zajęło, zanim go znalazłam, ale wreszcie udało mi się go śledzić aż do domu tej jego panienki.
 Weszłam na balkon po gałęziach drzewa i zajrzałam do środka.
 ...
 Serio?!
 Spodziewałam się jakiejś cudownej piękności, seksbomby, wszystkiego, ale nie takiego... czegoś! Dziewczyna nie była w żadnym stopniu wyjątkowa, ot, przeciętna gówniara...
 - I po to ja tyle czasu marnuję?... - Mruknęłam cicho, zeskakując z balkonu. Laura. Tak miała na imię, tego już zdążyłam się dowiedzieć. Laura. Laura sraura, zwykła śmiertelniczka, co ona mi może zrobić?

                                                                                                                                    
Strasznie potrzebuję inspiracji, bo pisanie romantycznych scen idzie mi miliard razy gorzej niż wszystko inne. Chyba mam za mało romansu w życiu ;-;
Z mojego życia:
Jest mi strasznie smutno, bo muszę rozjaśnić włosy żeby dało się je znów zafarbować na czarno bo robię się ruda i nie mogę przyczepić czerwonego warkoczyka bo odbiega kolorem o lata świetlne od mojego koloru włosów, ratunku. Ale wygrałam bilet na Ryucon w Krakowie i jestem z tego faktu bardzo zadowolona, tylko co ja mam do tego czasu robić, a co później na konwencie kupić, by znów, jak na Magnificonie, nie wylądować z pustym portfelem pierwszego dnia wieczorem...

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 4

 Weszłam lekkim krokiem do klubu, nie bez powodu lekkim, ileż to ja substancji w siebie wsypałam, by być tak wyluzowaną... Poprawiłam czerwone włosy, które jak na złość nie chciały się układać idealnie, a jedynie niemal idealnie. Niemal to takie okropne słowo. Niemal idealnie. Niemal.
 Dziś miałam wolne, ale w moim sercu iskrzyła nadzieja, że spotkam Floriana. Może on też tu przyjdzie dla mnie? Uśmiechnęłam się mimowolnie do moich myśli. Gdyby z nim wyszło... Byłby idealny dla mnie. Nie niemal. Idealny.
 Zamówiłam sobie drinka i usiadłam w jednym z najlepszych miejsc, jeśli chcesz się dobrze prezentować już od wejścia. Popijając powoli kolorowy napój czułam wewnątrz, jak alkohol miesza się z narkotykami, wywołując zawroty głowy i lekkość nóg. Chciałam tańczyć, rozmawiać, bawić się, ale siedziałam spokojnie na miejscu. Ani narkotyki, ani alkohol nie mogły sprawić, bym zachowywała się dziecinnie. One tak nie działają i naprawdę bawiły mnie monologi osób które nigdy tego nie spróbowały, a wykładały o ich szkodliwości. Nikt nie umiera przez używki, tylko przez to, co planuje, a używki pokazują mu tego sens. Kropka.
 Otworzyłam szybkim ruchem puderniczkę z lustrem, choć tak naprawdę tylko lustro mnie interesowało, puder ten był dla mnie za ciemny. W sumie nie pamiętam nawet, kiedy to małe okrągłe pudełeczko kupiłam. Ot, walało się po mojej torebce od dawna, zawsze, kiedy tego potrzebowałam. Spojrzałam uważnie w gładkie odbicie. Błyszczące, duże oczy były idealnie podkreślone czarną kredką tworzącą tzw. cat eye, jak to zwały moje koleżanki z branży, może gdzie indziej też to się tak zwało? Rzęsy zalotnie okrążały cały ten migdałowy kształt, lekko okrywając go jakby zasłonką. Lekki, ledwo dostrzegalny rumieniec na moich policzkach również był sztuczny, wywołany różem do policzków, jednym z droższych, nad którego zakupem zastanawiałam się dobry miesiąc. Ale było warto. Kształtne usta, moja ukochane, podkreśliłam czerwoną szminką wpadającą delikatnie w intensywny róż, cudownie pasującą do moich włosów. Zamknęłam puderniczkę ruchem równie szybkim jak przy otwieraniu jej i schowałam ją do małej, czarnej torebki. Piękna, idealna Charlotta.
 Wtedy dostrzegłam znajomą mi już sylwetkę w wejściu i mimowolnie się uśmiechnęłam. A jednak. Orzechowe oczy szybko mnie dostrzegły, ale chłopak zdawał się mieć mnie za nic i skierował się do baru. Fuknęłam cicho. Mnie się nie ignoruje.
 Dopiłam drinka i podeszłam do baru tuż obok niego.
 - Jacky, nalej mi Bacardi. - Uśmiechnęłam się do latynoskiego barmana i obróciłam głowę w stronę Floriana, udając, że dopiero teraz go zauważyłam. - Och, witaj, słonko! Miło cię znów widzieć, pamiętasz mnie jeszcze? - Zapytałam kokieteryjnie. Chłopak spojrzał mi w oczy i kącik jego ust nieznacznie poszedł w górę, zaledwie o milimetr.
 - Charlotta, witaj. Tak myślałem, że będę miał przyjemność cię dziś spotkać.
 Usiadłam obok niego na stołku barowym. Jacky podał mi Bacardi, puściłam mu oczko. Pociągnęłam przez słomkę łyk alkoholu, rozkoszując się uczuciem jakie wywoływał, przepływając palącą ścieżką przez mój organizm.
 - Czyżbyś dla mnie tu przyszedł? - Zagryzłam lekko wargę, uważając, by nie naruszyć za bardzo szminki, choć z perspektywy czasu wiedziałam, że wytrzymywała ona wszelkie ekstremalne warunki.
 - Tak naprawdę przyszedłem tu dla alkoholu, pięknych kobiet... - Florian machnął ręką na scenę, gdzie zaledwie wczoraj ja tańczyłam - i odstresowania się po ciężkim dniu.
 Odsunęłam lekko włosy na bok, by nie stawały mi na drodze między mną a jego oczyma.
 - Co tak cię dziś zmęczyło?
 - Wiele rzeczy, szkoda gadać. A ty, zdaje się, że nie pracujesz dziś, na kogoś czekasz?
 - Na ciebie. - Wymruczałam, odsuwając palcem kosmyk jego włosów z twarzy. Odsunął się. Gramy niedostępnego? Uroczo... - Zatańczmy. Jacky, pilnuj. - Zawołałam do barmana, wskazując na nasze drinki i moją torebkę. Jacky był posłuszny i wierny jak pies. Pociągnęłam Floriana na parkiet, miedzy innych ludzi. Zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki. Tak, tego mi brakowało, ruchu. Mogłam w ten sposób rozładować kumulujące się we mnie emocje wywołane używkami. Dobry boże, jeśli istniejesz, wiedz, iż stoi przed twoim obliczem nieczysta ćpunka Zaklinaczka.
 Powoli, baardzo opornie, zbliżałam się do Floriana, choć on nieco się temu opierał, na szczęście mniej niż ja się starałam. Dzięki temu po jakimś czasie ocieraliśmy się o siebie.
 Tamta noc była niezwykła. Czułam się jak królowa, władczyni świata, która zostanie wydana komu tylko zechce. Zechciałam jego. Zakochałam się w jego rękach oplatających moją talię, jego oczach patrzących w moje, jego włosach lekko poruszających się z każdym jego ruchem. Krew buzowała mi w żyłach niczym narwany strumień, w głowie pulsowała tylko myśl, by go pocałować. Czy powinnam?

~

 Siedziałam na łóżku, przeglądając nasz album ze zdjęciami. Mój i Floriana. Na wszystkich zdjęciach błyszczały jego oczy. Odsunęłam czarne włosy za ucho. Kocham go. Jakkolwiek jest to niebezpieczne, nierozsądne, irracjonalne - kocham go. I myślę, że on mnie też.
 Nigdy nie obudziłam się obok niego. Moje myśli pogrążały się wtedy w rozmyślaniach nad powodem jego ucieczek. Czy budził się rano i uznawał, że powrót do mnie to błąd? Tak najczęściej myślałam.
 Skakał na bok, do innych. Ale to moja wina.
 Nie pozwalałam mu na wiele. W sumie na bardzo mało. Tuliliśmy się bardzo rzadko, o całowaniu się nie mówiąc. Jak dotąd przez ponad rok naszego związku całowaliśmy się może z 5 razy. Na nic więcej mu nie pozwoliłam, w obawie, że mnie wykorzysta i porzuci. Nie zrobił tego. Natomiast skakał na boki, by rozładować to, czego ja rozładować mu nie pozwalałam.
 Zamknęłam album, przecierając oczy wierzchem dłoni. Teraz też. Jest gdzieś, z dala ode mnie. Opadłam na poduszki, starając się tłumić płacz.
 Kocham go.

~

 Czy powinnam?
 Zatrzymaliśmy się, patrząc sobie w oczy. Magiczne. Nasze usta dzieliły milimetry. Przymknęłam lekko oczy i uniosłam głowę, by je zetknąć.

środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 3

 Blondynka spojrzała na mnie jak zaczarowana. Uśmiechnąłem się do niej i wyszeptałem:
 - Idź do łazienki, czekaj tam na mnie.
 Jej źrenice nieco rozbłysły na chwilę, po czym dziewczyna poszła do łazienki. Po dwóch drinkach podążyłem za nią.
 Zdaje się, że była dość doświadczona w temacie, co nieco psuło mi zabawę - wolałem niszczyć niewinne dziewczęta, ale ta też była znośna. Cóż, zbliżeń z Laurą miałem niemal zero, więc musiałem się odstresować z kimś innym, to nie moja wina. Tak sobie to tłumaczyłem.
 Po blondynce przyszedł czas na kolejne dwie nic nie znaczące panienki tej nocy.

~

 Kocham światła. Kocham, jak wirują wokół mojego ciała, gdy tańczę. Kocham wzrok mężczyzn wokół sceny, gdy kręcę biodrami. Tacy naiwni...
 Tak naprawdę nigdy nie spotkałam wśród nich nikogo interesującego. Zawsze chcieli tylko sobie poużywać, a ja nie jestem dziwką, tylko tancerką.
 Dziś jednak było inaczej.
 Przy barze dostrzegłam chłopaka o ciemnych włosach i pięknych, orzechowych oczach. Tak przynajmniej mi się wydawało w tym świetle. Gdy tylko skończyłam swój występ, podeszłam do niego i usiadłam obok.
 - Dwa razy to co zawsze. - Rzuciłam do barmana. Wszystkie drinki miałam oczywiście na koszt firmy, jak i resztę alkoholi. Mężczyzna postawił przede mną dwie butelki Bacardi. Jedną podsunęłam tajemniczemu chłopakowi, o którym już byłam pewna, że jest Zaklinaczem.
 - Dla ciebie, żebyś się rozruszał.
 Chłopak spojrzał mi w oczy tymi swoimi orzeszkami i odparł:
 - Nie potrzebuję alkoholu, by się rozruszać. Wystarczy mi dobry klimat i piękne dziewczyny.
 - Więc idealnie trafiłeś. Jestem Charlotta. - Podałam mu rękę. Lekko nią potrząsnął. On też już wiedział, że jestem Zaklinaczem.
 - Florian. Nieźle tańczysz. - Zauważył. Zachichotałam cicho.
 - Mam za sobą lata praktyk... Taniec to moja pasja i miłość.
 - To widać.
 - Może kiedyś zatańczę tylko dla ciebie? - Zamruczałam uwodzicielsko.
 Chłopak wstał, uśmiechając się zadziornie.
 - To mało prawdopodobne.

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 2

 Obudziłam się rano, a jego znów nie było. Zagryzłam wargę, powstrzymując łzy. Chciałabym choć raz obudzić się obok niego, spojrzeć w jego orzechowe oczy i móc po prostu obok niego leżeć, zamiast budzić się w zimnym łóżku zupełnie sama. Usiadłam i odrzuciłam pościel. Nigdy nie wiedziałam, czy w ogóle wróci. Mógł równie dobrze odejść którejś nocy na zawsze.
 Wzięłam prysznic i zjadłam śniadanie. Jak najmniej tłuszczu. Florian uważał, że jestem chuda, ale ja wiedziałam swoje.

~

 Wrócił, oczywiście. Tydzień później, jakby nigdy nic. Z początku nie chciałam go w ogóle wpuścić.
 - Żebyś w nocy uciekł? - Warknęłam, starając się za wszelką cenę nie rozpłakać z bezsilności.
 - Laura, proszę cię...
 W końcu wszedł, bo nie umiałam się oprzeć jego spojrzeniu, ale i tak siedziałam na drugim końcu kanapy.
 - Laura, zrozum, ja nie umiem być związany...
 - To może po prostu się rozejdźmy. - Wyszeptałam, powoli mówiąc coraz głośniej. - Cały czas mnie zostawiasz, żeby sobie skakać na bok. Uważasz, że to w porządku? Ja jestem ci wierna i... - Urwałam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że siedzi tuż przede mną, a nasze twarze dzielą milimetry. Dopiero wówczas przyjrzałam się dokładniej jego twarzy. Wodził wzrokiem po moich oczach, po moich ustach, po włosach opadających na ramiona. Zaś jego orzechowe oczy wydawały się nie widzieć nic innego poza mną.
 – Nie słuchasz mnie… - Wyszeptałam drżącym głosem. Z zaskoczeniem odkryłam, że przechodzi mnie przyjemny dreszczyk. Im był bliżej, tym robiło się cieplej i bezpieczniej, mimo, że byłam na niego wściekła. - Florian… - Powiedziałam, chcąc go napomnieć, ale nie byłam pewna, czy rzeczywiście pragnęłam, żeby się odsunął. To było dziwne uczucie, które mnie paraliżowało i kazało myślom krążyć wokół jego osoby. A świadomość, że wrócił, dodawała mi otuchy. Bo w końcu musiał tęsknić skoro wrócił, prawda? 

~

- Florian...- Nie mogłem się oprzeć i przytknąłem jej palec do ust, dając znak żeby nic nie mówiła. Wiedziałem, że posłucha i bez zmuszania jej… Widziałem to w jej oczach, które obserwowały mnie bacznie z dziwnym blaskiem, który zdawał się elektryzować i przyciągać. Było w niej coś, co władało moją duszą. Nie umiałem tego określić, ale jej obecność była mi miła pod każdym względem.
 Bezwiednie zacząłem przybliżać się do jej ust. Nie cofnęła się ani o milimetr… Co w niej takiego było, że tak bardzo potrzebowałem jej bliskości? Nie potrafiłem stwierdzić, czy jest zaskoczona, czy może nadal wściekła. Grunt, że mnie nie odtrąca. Powędrowałem dłonią z jej policzka, przez szyję, aby na koniec zatrzymać się w okolicach talii. To było swoiste zabezpieczenie. Gdyby nagle się zerwała mogłem ją przytrzymać przez kilka sekund.
 Pochyliłem się na tyle głęboko, by już móc ją pocałować. Jednak nie zrobiłem tego. Nie potrafiłem wyjaśnić, dlaczego lubowałem się w tym, kiedy na mnie czekała. Może dlatego, że byłem sukinsynem? A teraz uwielbiałem wstrzymywać się choć przez chwilę i delektować się jej cudowną twarzą, kiedy wyraźnie jest we mnie zapatrzona. Para lśniących i rozbudzonych piwnych oczu, nierówny oddech oraz lekko rozchylone usta. I to wszystko jest moje. Machinalnie uśmiechnąłem się na tą myśl. Ona jest moja…
 - Śmiejesz się…- Zauważyła drżącym głosem. Kiedy mierzyłem ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu, przepełnionych iskierkami, widziałem, jak boi się, że znów odejdę. Pierwszy raz poczułem, jak bardzo ją ranię.
 Pogładziłem ręką jej talię. Uwielbiam to ciało.
 - Bo jestem szczęśliwy. – Wyszeptałem z tajemniczym uśmiechem. Nie minęła sekunda a ja już zdążyłem delikatnie musnąć jej usta, sprawdzając, czy nie ma nic przeciwko temu.
 - Florian…- Wyszeptała słabym głosem, kiedy już prawie czułem dotyk jej ust. Uśmiechnąłem się, chociaż byłem zbyt blisko, by mogła to dostrzec w pełni.

 - Mamy jeszcze całą noc. - Powiedziałem, przyciągając ją bliżej do siebie. Nie zrobiła nic. Nic żeby mnie zatrzymać.
 - A później odejdziesz?…- Zapytała. Znów się uśmiechnąłem, ale tym razem z większą pewnością siebie. Drżała. Miałem nad nią władzę.
 - Zastanowię się. – Stwierdziłem lekko rozbawiony. Mogłem zrobić wszystko… Jak długo jeszcze wytrzyma jej silna wola? Jak długo będzie udawać, że jest zła i mnie nie chce? Nie obchodziło mnie to, bo sam ledwo wytrzymywałem. Tym bardziej, kiedy przytrzymuję ją blisko siebie, przysuniętą maksymalnie… Taki klejnot nad klejnotami, który daje multum przyjemności.
 Oddychałem głęboko, przyglądając się po raz ostatni jej oczom. Wpatrywała się jak urzeczona w moje usta. Kiedyś, gdy pocałowałem ją po raz pierwszy, wydawało się, że nie ma rzeczy bardziej przyjemnej. Dziś wiedziałem, że o wiele więcej satysfakcji daje świadomość, że ona też tego chce.
 Nachyliłem się i pocałowałem ją. W tym samym momencie jej bariera pękła. Dziewczyna objęła mnie i odwzajemniła pocałunek. To tak jakby oddawała mi część siebie, tym samym sprawiając, że nie liczy się nic więcej. Całowałem ją i przytulałem, jedyne co chciałem, by pamiętała z dzisiejszego dnia to dotyk moich warg i dłonie obejmujące jej talię. Jej serce biło jak szalone.
 Jestem tego pewien. Uwielbiam ją całować, bo nikt nie robił tego tak jak ona. Żadna z dziewcząt nie była w stanie sprawić, by chciał jednocześnie na nią patrzeć i być jak najbliżej. Mogłem z nimi się zabawiać, ale były niczym przy niej. Poznawałem Laurę swoimi rękoma. Moja słodka dziewczynka, która nie jest pewna czego chce… Powoli, nie przerywając pocałunków, objąłem ją mocniej, przyciągnąłem do siebie i powoli położyłem na kanapie.

~

 Gdy obudziłam się rano i z rezygnacją obróciłam w stronę, gdzie powinien być Florek, napotkałam tylko pustą pościel. Zerwałam się i obiegłam całe mieszkanie, ale nawet nie było śladu, że w ogóle tu był. Usiadłam z płaczem na podłodze w salonie. Znowu to zrobił.

Rozdział 1

 - Ty znowu to zrobiłeś! - Krzyknęła na mnie Alicja.
Alicja nie jest zbyt przerażającą istotą, jeśli mam być szczery. To tak naprawdę mała, niewinna dziewczynka. Tylko głos ma, jakby połknęła megafon.
 - Kanapkę? Tak.
 - Przestań udawać idiotę! Znowu wykorzystałeś jakąś panienkę!
 Ja i Alicja, jak i kilkoro innych naszych współlokatorów, należymy do nieśmiertelnej rasy Zaklinaczy, przez inne rasy, świadome naszego istnienia, nazywanych nienawistnie diabłami czy złodziejami. Czemuż to? Otóż podstawową zdolnością Zaklinacza, z której bardzo chętnie korzystam, zaś Alicja zdecydowanie nie, jest możliwość zmuszenia dowolnej osoby do zrobienia dowolnej rzeczy. Uroczo, prawda? I stąd nasze kłótnie.
 - Ala, kochanie... - Uchyliłem się przed lecącym w moją stronę talerzem. Nie lubiła, jak tak do niej mówiłem. - Ona sama chciała się ze mną zabawić, czemu miałbym jej odmówić?
 - Wykorzystałeś ją, cholero! - Strasznie głośna, naprawdę.
 - Chyba lepiej ją, niż ciebie, czyż nie?
 Alicja fuknęła wściekle i wyszła, a ja mogłem się spokojnie zająć dalszym... no jasny gwint. W natłoku wydarzeń upuściłem kanapkę na ziemię.

~

 Wstałem wieczorem z łóżka. W końcu noc to najcudowniejsza pora dnia. Ubrałem się szybko i po parunastu minutach wyszedłem na miasto. Ale nie na imprezę, nie, nie. Ani też nie na szukanie kolejnej ofiary.
 Wbrew pozorom Zaklinacze czasami znajdują kogoś, kto widzi w nich nie tylko złodziei i sukinsynów, ale też wartościowe osoby. I taką właśnie osobą była moja cudowna, jak i śmiertelna Laura.
 Zapukałem lekko do drzwi jej mieszkania. Swoją drogą, zasługiwała na coś więcej niż małe mieszkanie w bloku, ale ona je tak kochała... Uważała, że to jej własny kącik. I niech jej będzie.
 Laura otworzyła mi drzwi z uśmiechem. Długie, czarne włosy opadały płynnie na jej ramiona i plecy. Wyglądała jak królowa. Moja własna.
 - Dobry wieczór. - Uśmiechnąłem się zadziornie. Laura przytuliła mnie na powitanie i wciągnęła do środka. Zdjąłem buty i poszedłem za nią do kuchni.
 - Napijesz się czegoś? - Zapytała, uśmiechając się.
 - Nie, dzięki. I tak nie masz tu kawy.
 - Nie piję kawy, a nie będę jej specjalnie dla ciebie kupować. - Zaśmiała się. Usiadła na blacie, patrząc na mnie. - Długo cię nie było, zaczynałam się martwić.
 - Przepraszam. - Mruknąłem, podchodząc do niej i przesuwając opuszki palców po jej policzku. Za każdym naszym spotkaniem zdawałem sobie sprawę z tego, iż jest cholernie odważna - mogłem w jednej sekundzie opanować jej umysł i zrobić jej krzywdę, a ona i tak ze mną spędzała czas. Ale z drugiej strony, nigdy bym jej tego nie zrobił.
 - Florek, nie rób tego więcej. - Poprosiła cicho. - Naprawdę nie lubię spędzać wieczorów bez ciebie.
 Przytuliłem ją lekko. Wtuliła się we mnie, zaczepiając palce na mojej koszuli.
 Tej nocy zasnęła przy mnie, dopiero przed jej pobudką, jak miałem w zwyczaju, wyszedłem cicho i znów zniknąłem na kilka dni z jej życia.

Powroty są trudne?

Dzień dobry! Czy ktokolwiek się tego spodziewał?
Drodzy państwo, na chwilę obecną, po zdaje się 2-3 latach, wracam na blog
Ale chwilę poświęćmy mnie, spójrzmy jak zmieniła się moja postać w przestrzeni tych kilku lat.
Więc!
Na chwilę obecną mam 17 lat, co daje po szybkim przeliczeniu około 14-15 lat w chwili zaczęcia pisania tego bloga. No, jestem pod wrażeniem.
Prawda jest taka, że ni cholery nie pamiętam, co napisałam. Dlatego dziś biorę się ostro do czytania, a gdy tylko skończę (czyt. przypomnę sobie fabułę), postaram się kontynuować, bo wydaje mi się, że nie jest to takie aż złe, aczkolwiek ograniczę ilość wątków, bo aż się sama pogubiłam.
Czy ja wstawiłam jedną postać jako Dodę?
To się naprawi.
Ymm... co działo się w ciągu tych 2-3 lat. No cóż, wpadłam sobie w bycie emo, ciekawa sytuacja, na szczęście mi przeszło ^-^ Obecnie jestem raczej na granicy dorosłości i żyletki mi nie w głowie, bogu dzięki.
Zmieni się z pewnością wygląd tego bloga, bo bolą mnie oczy od czytania w takich ciemnościach xD
Styl mojego pisania raczej się niewiele zmienił, dalej kocham pisać, aczkolwiek wiem trochę więcej o życiu niż wtedy.
Chyba to tyle. Chciałabym zobaczyć, czy jeszcze ktoś tu zaglądnie po takim czasie (a wierzcie mi, patrząc na statystyki ZDARZA SIĘ TO)
Koniec z dodą i żyletkami!
Nadchodzi nowa era!
Edit: hell, no. Ja nie dam rady pisać tego dalej, żenuje mnie zawartość.
Zbyt skracane, za mało treści. Sama nie ogarniam tej fabuły. Dlatego za chwilę zaczynam zupełnie nową część, o zupełnie nowych osobach i mam nadzieję, że ta będzie bardziej ogarnięta.
Buziaki!

środa, 2 maja 2012

Rozdział 9

Powroty są trudne... Ale jeszcze gorsze przyznanie się do błędu.

Rozdział IX

 - Zły sen? - Zapytał Conrad, kiedy nagle otworzyłam oczy. Pokiwałam głową. - O czym?
 - O jakiejś parze. Śni mi się to od paru dni. Jak serial. Podróżują razem, nawet w tym śnie widziałam parę znajomych twarzy, na przykład ciebie...
 - Ciekawe. - Uznał wampir. - Może masz prorocze sny?
 - Może...

*

 Nie może, tylko na pewno.
 Sussan miała sny o Jessamine i jej mistrzu. Jessamine została porwana. Czułem, że muszę jej pomóc, choćby dlatego, żeby udowodnić, że wampiry potrafią być dobre.
 Sussan nie miała pojęcia, ile mogą mieć lat. Nie szkodzi.
 Jessamine była śliczna i w niebezpieczeństwie.

*

 Elijah szedł tak szybko, że ledwo za nim nadążałam.
 - Elijah, zwolnij... - Jęknęłam. Stanął na moment i wyciągnął do mnie rękę. - O nie, nie będziemy używać mocy, którą zdobyłeś morderstwem.
 - Skąd wiesz, czy nie jest to właśnie moja? No chodź, nie będziemy się męczyć.
 Niechętnie chwyciłam go za rękę. Przenieśliśmy się na pewną polanę, gdzie był tymczasowy dom Cave'a i mój.
 Elijah, nie puszczając mojej ręki, pociągnął mnie w jego stronę. Gestem dłoni otworzył drzwi i zaczął obchód. Cały budynek był pusty, na szczęście.
 - Szukasz Cave'a? Jest daleko stąd. - Przypomniałam mu. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
 - Wiesz, po co go szukam? - Podszedł do mnie, cofnęłam się. Niestety, zostałam uwięziona między Elijah a ścianą. Jego twarz była tuż przy mojej, odwróciłam głowę. Ruchem dłoni sprowadził ją do poprzedniej pozycji. - Pamiętasz, jak byliśmy dzieciakami, biegaliśmy, rzucając w siebie przypadkowymi mocami? Zawsze rywalizowałem z Cave'em. Pamiętasz, już wtedy walczyliśmy o to, który będzie twoim mistrzem, byłaś przecież jedyną sacrum, jakie znaliśmy. I dorośliśmy, w duchu rywalizacji. A wtedy ja dostałem propozycję z góry. Ale... - Zbliżył twarz do mojej. - Ja nigdy nie przestałem o ciebie walczyć. A Cave zabrał sobie nagrodę, zanim skończyliśmy grę.
 - Nie jestem nagrodą! - Krzyknęłam na niego, jednocześnie uderzając go z otwartej dłoni w twarz. Obróciłam nieco jego głowę.
 - Oczywiście, że nie. Jesteś powodem, dla którego walczymy ze sobą. - Odparł po chwili.
 Znów uderzyłam go w twarz. Uśmiechnął się.
 - Kłamiesz. - Zarzuciłam mu. Przewrócił oczami i złapał mnie za nadgarstki.
 - Możesz tak uważać. Przecież każdy ma prawo do własnego zdania.
 - Cave ci tego nie daruje. - Warknęłam. Zaśmiał się jak dawny Elijah, ale maska którą przybrał po odejściu nie zniknęła.
 - Cave jest już trupem.
 - Nie chcę, żebyś robił mu krzywdę. - Wyszeptałam z mocą. Elijah na chwilę zamarł, wpatrując się we mnie w zamyśleniu.
 Dopiero wówczas przyjrzałam się dokładniej jego twarzy. Wodził wzrokiem po moich ciemnych oczach, po moich ustach, po kosmykach włosów opadających na ramiona, zdałam sobie sprawę, że pozwoliłam mu gładzić swój policzek, jakby to było coś naturalnego. A jego niemal czarne oczy wydawały się nie widzieć nic innego poza mną.
 – Nie słuchasz mnie… - Wyszeptałam z zadziwiającym dla niej samej spokojem. Z zaskoczeniem odkryłam, że przechodzi mnie przyjemny dreszczyk. Im był bliżej, tym robiło się cieplej i bezpieczniej, mimo, iż nie powinno tak być. - Elijah… - Powiedziałam, chcąc go napomnieć, ale nie byłam pewna, czy rzeczywiście pragnęłam, żeby się odsunął. To było dziwne uczucie, które mnie paraliżowało i kazało myślom krążyć wokół jego osoby. - Elijah... - Powtórzyłam zupełnie innym głosem. Przytknął mi palec do ust, dając znak, żebym nic nie mówiła. Posłuchałam. Bezwiednie zaczął przybliżać się do moich ust. Nie cofnęłam się ani o milimetr. Powędrował dłonią z mojego policzka, przez szyję, aby na koniec zatrzymać się w okolicach talii. Całkowicie pochłaniały mnie jego oczy. To bolesne szczęście zapełniające jej klatkę piersiową z każdym oddechem przepełniło mnie na nowo, tak zapomniane, od kiedy rozstaliśmy się wiele lat temu, ruszyliśmy w swoją stronę... Nieświadomie czekałam teraz, aż dystans między nami zmniejszy się do minimum.
 Elijah pochylił się na tyle głęboko, by już móc mnie pocałować. Jednak nie zrobił tego, zaledwie się uśmiechnął, jak dawny Elijah.
 - Co cię tak bawi? - Zapytałam dziwnie drżącym głosem. Kiedy mierzył mnie spojrzeniem swoich ciemnych oczu, przepełnionych iskierkami, czułam się słaba i mała. Pierwszy raz wiedziałam, że nie mogę nic zrobić, bo tak naprawdę to on decydował. Elijah pogładził ręką moją talię.
 - Na moim miejscu też byś się śmiała. – Wyszeptał z tajemniczym uśmiechem. Nie minęła sekunda, a on już zdążył delikatnie musnąć moje usta, jakby chciał sprawdzić, czy nie mam nic przeciw temu. Nie miałam.
 Czułam, że brakuje mi powietrza. Był tak blisko… Stanowczo za blisko. Jego zapach rozlewał się już od dawna, ale nauczyłam się to ignorować, kiedy spędzałam z nim ostatnio trochę czasu. Nie byłam w stanie opanować trzepotania serca, kiedy ponownie zaczął się zbliżać. Rozum powtarzał mi, że powinnam zatrzymać go. Tylko dlaczego nie mogłam się poruszyć, a każda próba odtrącenia go zdawała się być beznadziejnym pomysłem?
 - Nie powinieneś… - Wyszeptałam słabym głosem, kiedy już prawie czułam dotyk jego ust. Wiedziałam, że się uśmiechnął, chociaż był zbyt blisko, bym mogła to dostrzec w pełni. Nie odpowiedział, podciągając mnie bliżej do siebie. Nie zrobiłam nic, żeby go zatrzymać.

 - Myślisz, że przez jakąkolwiek karę za to czegoś bym się nauczył? – W jego oczach zalśniły diabelskie iskierki. Znałam odpowiedź. Mógł zrobić niemal wszystko. Nachylił się i pocałował mnie. Objęłam go i pozwoliłam sobie na odwzajemnienie pocałunku. To tak, jakby oddawał mi część siebie, tym samym sprawiając, że nie liczy się nic więcej. Całował mnie i przytulał, jedyne co chciałam pamiętać z dzisiejszego dnia to dotyk jego warg i dłonie obejmujące talię. Serce zdawało się wyrywać do niego. Powoli, nie przerywając pocałunków, objął mnie mocniej, przyciągnął do siebie i powoli położył na łóżku.
 - Co robisz? – Spytałam z lekką pretensją.
 - Udowadniam, że nadaję się do wszystkiego. – Elijah uniósł prowokacyjnie jedną brew. – Również do zmieniania sacrum. – Dorzucił z rozbawieniem.
 - Nie możesz! – Szarpnęłam się, ale trzymał mnie zbyt mocno, żebym mogła uciec. Elijah słysząc to, jedynie wzruszył ramionami.
 - To dla dobra sprawy uznajmy, że jestem ponad wszelkim prawem. – Spojrzał na mnie z demonicznymi iskierkami w oku. Znieruchomiałam, kiedy jedną ręką sięgnął mojego policzka, przesuwając po nim opuszkiem palca, aby na koniec ująć kosmyk moich włosów i zakręcić go sobie wokół palca. Niesamowite, jak wszystko zmieniało się z minuty na minutę. Przecież chciałam, żeby taki był, najlepiej, gdyby zrobił to jakiś czas temu, ale… Czy to nie była przesada? W tym momencie każda komórka mojego ciała mówiła, że należy się obawiać i uciekać, może nawet mogłabym to zrobić, gdyby nie te jego oczy, kiedy patrzył na nią z całą swoją pewnością siebie. - Chyba się nie boisz? – Elijah puścił pukiel moich włosów, patrząc na mnie prowokacyjnie.
 - A ty? – Palnęłam, starając się unormować pracę serca, które goniło jak szalone. To nienormalne, aby ktokolwiek tak na mnie działał! Elijah uśmiechnął się z rozbawieniem, pochylając się jeszcze niżej, aby móc zbliżyć się do mojego ucha.
 - Powinienem się bać? – Odparł pytaniem na pytanie, zauważając z satysfakcją, że zadrżałam. Koniuszkiem nosa przeciągnął wzdłuż mojej szyi, napawając się zapachem mojej skóry. Zarzuciłam mu ręce na szyję, zaraz potem przewracając go na plecy. Z dziwną satysfakcją odkryłam, że wydawał się być całkowicie zaskoczony moim zachowaniem. Uniosłam lekko jedną brew.
 - Nie wiem – Odparłam z figlarnym uśmieszkiem. – Powinieneś?
 - Nie... to nie fair... – Objął mnie w talii, kiedy pochyliłam się nad nim, przykrywając nas kurtyną swoich długich włosów. – Jeśli oczekujesz, że potem w pewnym momencie po prostu wstanę i wyjdę, jak na dżentelmena przystało...
 - Ciii.... – Uciszyłam go, przykładając mu palec do ust. Gdyby nie to, że strasznie ryzykowałam, mogłabym to uznać za świetną zabawę. Zapominałam nawet, o co tak właściwie mi chodziło. Szczególnie trudno było zachować trzeźwość umysłu, kiedy patrzyłam na jego twarz. Przeczesałam palcami jego i tak rozczochrane włosy, patrzyłam prosto w oczy, które obserwowały najmniejszy mój ruch i ciągle znajdowałam się pod wpływem olśniewającego uśmiechu, który po prostu rozjaśniał cały pokój.
 - Nie powinnaś tego robić – W ciemnych oczach Elijah zapaliły się demoniczne ogniki. Pociągnął mnie na siebie, przytrzymując bardzo blisko.
 - Jeszcze nie uciekłam – Zauważyłam, jakbym chciała sprowokować go do dalszych działań.
 - Teraz już nie możesz – Stwierdził Elijah, obdarzając mnie swoim łobuzerskim uśmiechem.
 - Są sposoby, żeby się uwolnić – Zawsze uwielbiałam się z nim przekomarzać. Może było to odrobinę dziecinne, ale i bardzo pociągające.
 - Na przykład? – Elijah czekał, aż zaserwuję mu coś jeszcze, po czym zapewne już nawet przez myśl mu nie przejdzie, żeby pozwolić komukolwiek przerwać to sam na sam.
 Wzięłam głęboki oddech, pochylając się nad nim. To jak drażnienie lwa, który w każdej chwili może cię połknąć, przez jakiegoś samobójcę. Samobójcę, który bardzo lubi adrenalinę. Pochyliłam się jeszcze niżej, zatrzymując się dopiero wtedy, kiedy zetknęłam się z nim nosem.
 - Musisz się zastanowić... – Zamruczałam cicho, przyprawiając go o przyjemny dreszczyk emocji. Byłam niebezpieczna, po prostu niebezpieczna, powinno mi się zabraniać flirtowania z chłopakami! - ...Czy z pewnością chcesz mnie krępować – Dokończyłam, posuwając się jeszcze dalej. Przelotnie musnęłam jego wargi, rzucając mu przeciągłe spojrzenie swoich ciemnych oczu, których uwodzicielską moc doskonale znałam.
 Zamrugał kilkakrotnie, próbując wyrwać się spod mojego uroku. Uśmiechnęłam się do niego triumfalnie.
 - Nie powinnaś była sobie na to pozwalać – Powiedział cicho i chwilę później aż krzyknęłam, kiedy przewrócił mnie na plecy, po czym zgrabnie zamknął usta długim pocałunkiem. Tego chciałam... Nie mogłam się skupić, choćbym bardzo chciała! Jak miałam pamiętać o problemach, albo innych błahych sprawach, skoro byłam zajęta czymś o wiele bardziej absorbującym?
 Gdyby ktoś mnie potem zapytał, ile tak leżeliśmy, nie potrafiłabym nawet odpowiedzieć. Może kilka minut, kilkanaście... Wszystko jedno, i tak wydawało się, że czas ucieka zbyt szybko. Kiedy Eljiah na chwilę oderwał się ode mnie, aby przyjrzeć się dokładniej mojej twarzy, oddech mieliśmy płytki i ze zdumieniem odkryłam, że moje ręce znajdują się na karku Elijah, a palce mam wpięte w jego włosy. Tak nie powinno być, przecież nie miałam sobie pozwalać na chwile szaleństwa.
 - I jak? – Zapytałam słabym głosem. – Masz jakiś pomysł? – Potrzebowałam przerwy na złapanie oddechu. Elijah uśmiechnął się, aż zakręciło mi się w głowie od patrzenia na ten uśmiech.
 - Mam jeden – Powiedział mruczącym tonem, składając na mojej szyi delikatny pocałunek.
 - Jaki? – Zainteresowałam się niemal natychmiast. Nie przejmowałam się, że leżę pod nim zupełnie bezbronna. Elijah uniósł jedną brew, obserwując moją reakcję, kiedy swoją dłoń przesunął z mojej talii, odrobinę wyżej.
- Możesz ściągnąć tę bluzę.