środa, 7 grudnia 2011

Rozdział 24

Chyba powstanie dodatkowa stronka na blogu z piosenkami. Nawet już jest. Nad czatem.
Moja deprecha nie trwała długo, chociaż... trwa dalej. Zresztą, co będę się wam wyżalać, skoro nie możecie mi pomóc, a ja wam tylko zatruwam d..ę.
Mam tylko nadzieję że nie sfiksuję do końca i czegoś sobie nie zrobię.

Rozdział 24

Czułam się obserwowana. Drake nieco był zdenerwowany, ale nie aż tak, jak ja. Co chwilę powtarzał: ,,Przecież tu nie przyjdą".
 - Skąd ta pewność? - Zapytałam za którymś razem.
 - Moje słowo jest święte, ok? Więc już się uspokój. Posłuchaj muzyki albo coś...
 Nim zdążyłam odpowiedzieć, do mojego pokoju wpadła Ori.
 - Słuchaj, mam wspaniałą wiadomość! - Krzyknęła niemal. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
 - Jakaś odmiana.
 - To znaczy najpierw zła wiadomość: wujek Alfred niedawno wrócił z Rumuni i od razu został tu zaatakowany. Na szczęście nic mu nie jest. Natomiast wiążąca się z tym dobra wiadomość jest taka, że wyjeżdżamy do Rumuni! Oczekują tam na nas! Cudownie, prawda?
 Kątem oka zauważyłam, że Drake ściągnął brwi w zamyśleniu. Widać czytał w myślach Alfredowi albo Ori. Uśmiechnęłam się do niej.
 - Świetnie. Poznasz swoich rodziców?
 - Tak, chyba tak. Poza tym ponoć czegoś się dowiedzieli o mojej kuzynce, córce Alfreda.
 Ściągnęłam pytająco brwi.
 - Wuj Alfred miał córkę, mniej więcej w moim wieku. Urodziła się, gdy jeszcze był tutaj. Niestety, nie zobaczył jej, gdyż musiał wyjechać do Europy. Z jej matką również więcej się nie spotkał. Szuka jej, bo jest ona - jak ja - prawowitą dziedziczką i jeśli nie ja wyjdę za mąż za jednego z rodu Bladescu, to ona musi to zrobić, bo jesteśmy ostatnie. Przynajmniej tak mi to wyjaśnili.
 Drake gwałtownie uniósł głowę i spojrzał na mnie. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy dłuższą chwilę.
 Co?
 - Nic, po prostu... nie, nieważne. Trochę się zapędziłem.
 Wstał i wyszedł z pokoju, wciąż kalkulując coś. Ori klasnęła radośnie w dłonie.
 - Musimy się spakować! Nie wiadomo, ile tam będziemy! Ja już się spakowałam, teraz pomogę tobie.
 Pokiwałam głową. Szybko udało nam się spakować, bo nie miałam wiele rzeczy. Ori przypomniała sobie o czymś, czego jeszcze nie spakowała i pobiegła do swojego pokoju na moment, po chwili wracając w zamyśleniu. W dłoni trzymała kopertę. Podała mi ją.
 - To... chyba raczej do ciebie.
 Wzięłam kopertę z jej rąk. Rzeczywiście, było na niej wykaligrafowane moje imię. Otworzyłam ją i zobaczyłam przed sobą Drake'a. Ori podskoczyła, gdy stanął obok niej.
 - Wybacz. - Powiedział do niej cicho, skupiając się bardziej na moich myślach.

Jeśli to czytasz, to jestem już martwy.
Jeśli jestem martwy, to jest to twoja wina.
Jeśli to twoja wina, to moi ludzie cię znajdą.
Jeśli to zrobią, będziesz martwa, jak ja.
Uciekaj myszko, ale pamiętaj, że kotek i tak cię złapie...


 Drżącymi rękami wsunęłam list z powrotem do koperty. Drake kiwnął na Ori, żeby poszła. Wyszła, lekko przestraszona. Drake podszedł do mnie, posadził mnie niemal siłą na łóżku i usiadł koło mnie. Wyciągnął mi list z ręki i zgniótł go w dłoni.
 - On jest już martwy. Nic ci nie może zrobić, a jego ludzie tym bardziej.
 Skąd ta pewność?
 - Bo nikt ze mną jeszcze nie wygrał. Nigdy.
 Nie musisz mnie przekonywać.
 - Wyjeżdżamy, nie pojadą za nami. A nawet jeśli, to nie mają szans z Bladescu.
 Nie, to nie jest powód. To mój problem, nie wasz.
 - Alex, jestem starszy od Constantina, jeśli zechcę, postawię na nogi całą armię, bo mam do tego prawo.
 Ale nie ma powodu!
 - Jeszcze zobaczymy.

*

 Ten list który znalazłam w pokoju bardzo mnie przestraszył. Powiedziałam o nim Constantinowi, uspokoił mnie nieco. Widziałam, że cieszył się na powrót do domu. Ja również byłam zachwycona, bo miałam spotkać się z rodzicami... jak tylko o tym myślałam, brzuch mnie bolał z nerwów. Nie wiedziałam, jak to będzie. Martwiłam się o Alex. Jak tam się zaklimatyzuje.
 Ale wszystko chyba zmierzało w dobrą stronę.

sobota, 3 grudnia 2011

Rozdział 23

Za namową przyjaciółki...

Rozdział 23

Miłość cierpliwa jest,

łaskawa jest.

Miłość nie zazdrości,

nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje...

 Nie wiem, czemu przypomniał mi się ten fragment listu do Koryntian, skoro słyszałam go tylko raz. Mimo to jakoś mi się spodobał...
 Obsunęłam się na ziemię, wciąż żywa, jeśli można tak powiedzieć. Ale cała. Przede mną paliło się coś na kształt człowieka... Po chwili zobaczyłam przed sobą twarz Drake'a.
 - Mówiłem, że zaczekam, ale nie obiecywałem, gdzie. Chodź, nie mamy wiele czasu, pewnie nie był sam. Wy, dziewczyny, jesteście takie naiwne...
 Później ci powiem, kto tu jest naiwny.
 - I tak ty. - Odpowiedział na moje myśli Drake. Spojrzałam na niego, zdziwiona.
 - Na tym polega twój dar? Mówiłeś, że wiesz o mnie wszystko. Czytasz mi w myślach? I jeszcze śmiesz mi mówić, że jestem naiwna, podczas gdy to ty, a nie ja, czytasz w myślach? - Oskarżyłam go. Uśmiechnął się łobuzersko, w jego oczach zauważyłam dziwny błysk. I coś dotarło do mojego otumanionego umysłu...
 Moment. Siedzisz mi całymi dniami w głowie?!
 Uśmiechnął się jeszcze bardziej łobuzersko.
 Kurwa, czy ty nie masz innych zajęć?!
 - Mam, ale twoje myśli i wspomnienia są ciekawsze.
 I cały czas siedzisz mi w moich myślach.
 - Tak. No cóż, musisz się przyzwyczaić, ale teraz chodź. Jak już mówiłem, nie mamy czasu.
 Pociągnął mnie za sobą do samochodu i ruszyliśmy, nie za szybko, by nie zwracać na siebie uwagi, ale BMW  i tak zmuszało wręcz do przyglądnięcia się. W pewnym momencie Drake strasznie przyspieszył.
 Co jest?
 - Miałem rację, nie był sam. Jest ich koło piątki. Może... - Nie skończył, zastanawiając się nad tym. Jako że już wyjechaliśmy z miasta, gwałtownie przyspieszył na pustej drodze.
 Możemy biec szybciej niż jedzie samochód?
 - Ja tak, ale ty nie. Nie polowałaś.
 Wzdrygnęłam się.
 A ty tak?
 - A jak ci mówi sumienie? - Zapytał, ostro skręcając.
 Sumienie mi mówi że nie powinno mnie tu być.
 Zaśmiał się. Opadłam zrezygnowana na oparcie.
 Moje życie to pasmo niepowodzeń i dziwnych zdarzeń... Coś mi tu nie gra, jestem w ukrytej kamerze?
 Rozbawiłam go widocznie. Kolejny ostry skręt. Droga była daleka, ale samochód na tyle szybki, by pokonać ją w paręnaście minut. Nagle coś uderzyło mocno w samochód, silnik zacharczał w proteście, coś zgrzytnęło i samochód się zatrzymał. Zapadła cisza.
 - Kurwa. - Mruknął Drake, nawet nie próbując odpalić. Wysiedliśmy i ruszyliśmy biegiem. Widziałam, że Drake dopasowywał tempo do mojego, ale mógł biec szybciej.
 Wybacz, że cię w to wkopałam...
 - Żartujesz? Było strasznie nudno! - Zaśmiał się. - Mylisz mnie z Constantinem. On NIGDY nie pozwoliłby, żeby coś się stało.
 A może się coś stać?
 - No pewnie! - Rzucił z rozbawieniem i przyspieszył odrobinę. Spróbowałam go dogonić, ale jakby nie wychodziło. Rzeczywiście, zupełnie różnili się z Constantinem. Może z wyglądu byli podobni, choć niezbyt, ale z charakteru zupełnie różni. Constantin... przypominał mi mojego (?) ojca. Był odpowiedzialny do bólu, a z drugiej strony nie można było mu do końca zaufać, ale to może tylko moje odczucie... Natomiast już od początku zauważyłam, że Drake jest typem imprezowicza. Z nim nie sposób się nudzić, oczywiste. Dobra, koniec przynudzania!
 Zaśmiałam się i spróbowałam przyspieszyć, by dogonić Drake'a. Nie zdążyłam jednak, bo już dobiegliśmy do domu. Przechodząc przez drzwi, Drake obejrzał się jeszcze za siebie. Podążyłam wzrokiem za jego spojrzeniem i dostrzegłam jakiś ruchomy kształt, ale chłopak szybko wepchnął mnie do środka.

piątek, 18 listopada 2011

Rozdział 22

Wróciłam... ze złamaną nogą. Przynajmniej pisać mogę... Aha, jako że dotąd imię ,,Brayan" pisałam błędnie, pisownia będzie teraz nieco inna. Czytajcie tak samo.

Rozdział 22

 Drake zatrzymał samochód w wskazanym przeze mnie miejscu, z daleka od kawiarenki. Nie chciałam, żeby on i Brian się spotkali. Głównie to nie chciałam, żeby Drake dowiedział się o nim więcej, niż wiedział. O ile cokolwiek wiedział. Zresztą, to byłoby mi na rękę.
 Zatrzymał samochód, ale gdy chciałam wysiąść, chwycił mnie za rękę.
 - Będę czekać. - Obiecał. Ucieszyłam się, ale powiedziałam:
 - To trochę potrwa.
 - Nie szkodzi. - Uspokoił mnie. Kiwnęłam głową. Idąc po ulicy do kawiarenki, w głowie miałam kocioł. Jak to wszystko będzie wyglądać? Czy nie zrezygnuję z obecnego życia?
 I zobaczyłam Briana.
 Wyszedł naprzeciw mnie z stłumionym uśmiechem. Już to mnie trochę nastawiło przeciwko niemu. Wyraźnie coś sobie obiecywał.
 Podeszłam do niego. Zanim mnie przywitał, próbował mnie pocałować. Odwróciłam głowę.
 - Chciałam ci tylko powiedzieć, że nic z tego już nie będzie, przynajmniej z mojej strony. Dla ciebie też będzie lepiej, jak dasz sobie spokój. Wybacz.
 Trochę go zatkało, ale po chwili odpowiedział:
 - Chodźmy się przejść, ok? Pogadamy trochę...
 Zgodziłam się. Poszliśmy alejkami i nawet nie wiedziałam dokąd, ale weszliśmy w jakąś podejrzaną ciemną uliczkę i tu odezwałam się:
 - Słuchaj, tu naprawdę nie jest przyjemnie...
 Zareagował dość agresywnie. Przyparł mnie do muru i syknął do ucha:
 - Właśnie. Grzeczne dziewczynki nie przychodzą w takie miejsca.
 Zatkał mi usta dłonią i wyciągnął zapalniczkę.
 - Zobacz, do czego doprowadziłaś. Nie potrzebuję twojej łaski, tylko ciebie. Nawet nie wiesz, jak cholernie niebezpieczny jest twój dar...
 Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Ja nie miałam daru!
 - Jeszcze go nie odkryłaś, co? Uprzedzę cię. Będziesz widzieć przyszłość w wizjach. Wyobraź to sobie: doskonale znasz każdy następny ruch przeciwnika. Wystarczy, byś umiała walczyć i możesz pokonać każdego. Fascynujące, nieprawdaż? Wręcz chce się natychmiast go odkryć. Ale skoro nie... - Przysunął zapalniczkę do mojej twarzy i zapalił, jednak ogień jeszcze mnie nie dotknął. Byłam bezradna i przerażona. A on tylko się uśmiechał.
 Już za moment spłonę... A co po mnie?

No właśnie. Chcecie, by Alex zginęła i zastąpiła ją inna bohaterka czy już polubiliście ją? Piszcie \/ \/ \/

sobota, 8 października 2011

Rozdział 21


Wiecie co, tak właśnie patrzę, i widzę, że mój blog istnieje już 127 dni (licząc od pierwszej notki do dzisiejszego dnia, tj. 8 października). Bardzo długo, co nie? Ze cztery miesiące na pewno. Ciekawe, ile jeszcze będzie trwał?
Dziękuję, że wciąż go czytacie xD

Rozdział 21

Nawet zmiana fryzury wpływa na nasz charakter, nastrój, na nowo kształtuje osobowość.
,,nieidealna"


 - No dobrze, ale jesteś absolutnie pewna? Z tego, co mi wiadomo, to będzie nieodwracalne! - Ostrzegła mnie Ori, wpatrując się bez szczególnego zapału czy przekonania w farbę.
 - Ori, do cholery! Jak ty mi ich nie przefarbujesz, to sama to zrobię, ale skutki będą opłakane. - Ostrzegłam ją. Westchnęła.
 - No dobrze... Nie jestem pewna, czy mi się tak uda, ale powinno. Zamknij oczy.
 Zamknęłam.
 Czemu się na to zdecydowałam? Bo chciałam wrócić do mojej dawnej ja.
 Po jakimś czasie Ori powiedziała ciężko:
 - No otwórz oczy...
 Spojrzałam w lustro. Prezentowałam się ślicznie.
 - Jesteś cudowna.
 - Jestem przerażona. Przyczyniłam się do twojego nieszczęścia za jakieś parę dni. Tamten kolor był śliczny, taki żywy...
 - Oj, nie przesadzaj. - Skarciłam ją. Mi się podobało.
 - Ja się zastrzelę... - Jęknęła.
 Mój kochany kolor... Gdyby nie oczy, wyglądałabym jak kiedyś...
 - Nie wiesz czasem, czy można...
 - Nie! Nie dokonam ci operacji oczu! Czy tobie już odbija? Naprawdę masz takie kompleksy?
 - Ja nie mam kompleksów. - Oświadczyłam. - Po prostu stęskniłam się za czarnymi włosami.
 - Dobra, nieważne. Ja idę zobaczyć, co z Constantinem i trochę odstresować. Pa. - I wyszła szybko z mojego pokoju.
 Wspominałam, że na tym nie skończą się zmiany?
 Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do Brayana. Odebrał po pierwszym sygnale.
 - Kawiarnia w centrum Seattle za dwie godziny. Twoja jedyna szansa. - Rzuciłam i od razu się rozłączyłam. Zeszłam na dół. Już podchodziłam do drzwi, gdy...
 - Stop, stop. A ty dokąd? - Zapytał Drake, z zaciekawieniem oglądając mój nowy image. - Przyznam, że ci w nich do twarzy.
 - Wiem. To mój naturalny kolor. Lecę na spotkanie z przeznaczeniem.
 - Może cię podwieźć? - Zapytał z uśmiechem. Odwzajemniłam uśmiech i kiwnęłam głową. Wsieliśmy do czarnego BMW. - Do Seattle centrum, zgadza się?
 - Skąd wiesz?
 - Słyszałem.
 Pokiwałam głową z uśmiechem. BMW Drake'a miało całkiem fajną prędkość.
 - Zastanawia mnie pewien fakt. Po co Constantinowi Audi A8l Quattro? - Zapytałam. Drake uśmiechnął się.

 - Lubi drogie samochody. A ty lubisz szybkie.
 - Skąd wiesz? - Zapytałam, zdziwiona.
 - Mam taki dar. Wiem o tobie wszystko.
 Oparłam się o zagłówek fotela.
 - Pocieszające.

*

 - Jest... odważna. Albo głupia. - Stwierdził Constantin. Uznałam, że muszę z nim porozmawiać...
 - Posłuchaj... pamiętasz, jak parę dni temu powiedziałeś...
 - Tak, pamiętam. Nie odwołam tego.
 Aha.
 - Chciałam cię zapytać, o czym mówiłeś.
 - Ori, jesteś inteligentna. Nie trzeba ci tłumaczyć.
 Ou...
 Podszedł do mnie i usiadł obok. Patrzał mi w oczy z taką mocą, że musiałam odwrócić wzrok. Uniósł moją głowę i delikatnie mnie pocałował.
 Miodzio.
 - Lubi drogie samochody. A ty lubisz szybkie. - Skąd wiesz? - Zapytałam, zdziwiona. - Mam taki dar. Wiem o tobie wszystko. Oparłam się o zagłówek fotela. - Pocieszające.* - Jest... odważna. Albo głupia. - Stwierdził Constantin. Uznałam, że muszę z nim porozmawiać... - Posłuchaj... pamiętasz, jak parę dni temu powiedziałeś... - Tak, pamiętam. Nie odwołam tego. Aha. - Chciałam cię zapytać, o czym mówiłeś. - Ori, jesteś inteligentna. Nie trzeba ci tłumaczyć. Ou... Podszedł do mnie i usiadł obok. Patrzał mi w oczy z taką mocą, że musiałam odwrócić wzrok. Uniósł moją głowę i delikatnie mnie pocałował. Miodzio.

poniedziałek, 3 października 2011

Rozdział 20

Co tam słychać?

Rozdział 20

 - No i co z tego? Przyznaj, że jest słodki, jak mu na czymś zależy. - Oznajmiła Vanessa. Siedziała i popijała cappuccino. Słońce niedługo miało zajść.
 - Nie wiem. Przede wszystkim to ja już z nim skończyłam. Zaczęłam życie od nowa, inaczej i na razie żadnych facetów, jasne? - Oświadczyłam. Vanessa pokiwała głową. - A jak z tobą?
 - No chyba nie sugerujesz, że mam rozstać się z Nathanem? - Zapytała. Pokręciłam głową. - No cóż... Jak dla mnie, to nie mogłam trafić lepiej, ale... No wiesz, to już trochę trwa i nic się nie dzieje. Zupełnie nic.
 - Chciałabyś, żeby ci się oświadczył? - Zapytała. Pokiwała głową.
 - Od dłuższego czasu zaczynam mieć wątpliwości. Widzisz, zmienił mnie w Lady Notte i to jest duży dowód jego miłości. Ale... To było dawno. Boję się, że teraz już jest nieważne.
 - Czym ty się martwisz? Może po prostu go zapytaj.
 Vanessa zakrztusiła się cappuccino.
 - No tak, jasne! Łatwo ci mówić, bo ty jesteś taka, że zawsze wszystko prosto z mostu.
 Ta, jasne.
 - O matko! Już ósma. Nawet nie zauważyłam. Muszę lecieć, bo będzie się martwić. Pa! - Rzuciłam szybko Vanessa i wybiegła z kawiarenki. Zobaczyłam jeszcze, jak złapała taksówkę i odjechała.

*

 Constantin odwiózł mnie do domu, chociaż przez piętnaście minut namawiał mnie, żebym została. No jasne.
 Gdy weszłam do domu, zastałam tylko Erica. Siedział rozwalony na kanapie, wpychał w siebie popcorn i oglądał jakiś horror. Gdy weszłam do domu, zarechotał głośno.
 - Wróciłaś, gówniaro? Ale będzie awantura... Starzy pojechali do ciebie do szkoły, okazało się, że od paru dni cię nie było. No i co teraz? - Znów zarechotał. - No co? Co się gapisz?
 O matko. Pobiegłam szybko na górę, zamknęłam za sobą drzwi pokoju i osunęłam się po nich. Jak wrócą, to mnie zabiją, na pewno.
 Constantin pociągnął mnie za rękę. Stanęłam przed nim.
 - Oni mnie zamordują. - Wyszeptałam. Pokręcił głową. Podszedł do okna i otworzył je. Do pokoju wdarł się powiew zimnego wiatru. Podeszłam do niego. Wiedziałam, co zrobić.

piątek, 30 września 2011

Rozdział 19

W życiu Alex i Ori szykują się wielkie zmiany, bo wróciła mi wena xD
Co do komentowania, Bursztyniara, no to mam z tym problem, bo ciągle muszę zakuwać, ale jak mam chwilę, to zaglądam do ciebie.

Rozdział 19

 - Zobaczysz, będzie super! - Krzyknęła Ori z entuzjazmem. Zachowywała się jak mała dziewczynka.
 - Wiem, wiem... - Odparłam. Pociągnęła mnie za rękę w stronę dużego, czarnego Audi A8l Quatro (jestem fanką tego samochodu). Wsiadłyśmy na tylne siedzenia. Za kierownicą siedział Constantin, a obok niego... Amerykański Apollo? No chyba.
 - Alex, to jest mój brat, Drake. - Przedstawił mi Apolla. Chłopak obrócił się i wyciągnął do mnie rękę. Gdy ją uścisnęłam, ku mojemu zdziwieniu pocałował moją dłoń, patrząc mi w oczy.
 - Jejku, jak się cieszę! - Wykrzyknęła po niemal pięciu minutach Ori. Przewróciłam oczami. I chyba nie tylko ja. Z mojej perspektywy zauważyłam w lusterku, jak Constantin robi to samo.
 - To już wiem. Powiedz coś innego. - Poprosiłam. Spojrzała na mnie krzywo.
 - Moja najlepsza przyjaciółka...
 - Szybko awansowałam... - Wtrąciłam cicho, ale chyba nie usłyszała.
 - ...będzie ze mną mieszkać, przy czym zakazując mi się cieszyć. To niesprawiedliwe! - Jęknęła. - Constantin, powiedz jej coś!
 - Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Jak się was zostawi samych... - Powiedział cicho tak, żeby Ori nie usłyszała, a głośniej dodał: - Będzie ciekawie.
 Spojrzałam na niego karcąco.
 Dojechaliśmy do wielkiego domu wuja Ori. Constantin i Drake wysiedli z samochodu, nim zdążyłam odpiąć pas (jakby nas policja złapała to co, mielibyśmy ich zjeść?). Drake otworzył przede mną drzwi i pomógł mi wysiąść. Ale maniery...
 Wyciągnęłam z bagażnika moją torbę i nie pozwoliłam jej odebrać Constantinowi. Chyba ja też coś muszę zrobić, co nie?
 Ori świetnie urządziła pokój dla mnie i szykowały się piękne czasy...
 Komórka znów wibrowała.

sobota, 17 września 2011

Rozdział 18

Jak widzicie, styl rozdziałów niezmieniony. Ostrzegam, że od teraz notki tylko w weekendy, chyba że mam już gotową to tylko opublikuję.
Mam nadzieję, że nowy wygląd się podoba xD Niestety, mam mało miejsca xD
Jeśli nie chcecie komentować, to chociaż napiszcie coś na czacie >>>>>>

Rozdział 18

 - No wiesz, boję się. - Mruknęła Ori. - Widzisz, zależy mi, żeby być żywą.
 - Już myślałam, że zależy ci na nim. - Uśmiechnęłam się. Spojrzała na mnie.
 - Na kim?
 - No, na tym twoim chłopaku, jak mu tam... Konstantyn?
 - Constantin. To rumuńskie imię. I nie jest moim chłopakiem.
 - Czy ja mówię, że jest? To ty zaprzeczasz, a wiesz, że kto zaprzecza...
 - No, ok! - Przerwała mi. - Niech ci będzie. Lubię go. Ok? Jest przy mnie, jak tego potrzebuję, czyli co wieczór.
 Poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon. Brayan.
 Odrzuciłam połączenie i położyłam telefon na stoliku.
 - Ja wolałabym, żeby jego - wskazałam na telefon - nie było. Dzwoni do mnie na okrągło. Chyba nie rozumie, że ja do niego nie wrócę.
 Ori uśmiechnęła się i wypiła łyk cappuccino.
 - Może po prostu cię dalej... - Zaczęła, ale przerwałam jej:
 - To obsesja. On doskonale wie, że już po wszystkim. Boję się tylko, że mnie znajdzie.
 - Oj, spokojnie. Będzie dobrze. - Uspokoiła mnie Ori. Pociągnęłam łyk latte macchiato.
 - Taak... Twój Constantin idzie...
 - Co? - Ori szybko obróciła się w stronę chłopaka i pomachała mu. Odmachał jej z uśmiechem, ale nie wszedł do kawiarni, widząc, że ja siedzę z Ori. Poszedł dalej. Wybuchnęłam śmiechem.
 - Jak zareagowałaś!
 Ori spojrzała na mnie karcąco.
 - Nieprawda. Po prostu się przywitałam.
 Mój telefon zawibrował na stoliku. Gotowa na zobaczenie numeru Brayana, leniwie uniosłam komórkę. Zamiast tego, co się spodziewałam, zobaczyłam numer Vanessy.
 - Przepraszam cię na moment. - Mruknęłam do Ori i odebrałam.
 - Alex? - Usłyszałam głos mojej przyjaciółki-siostry. - Jak dobrze! Myślałam, że nie odbierzesz!
 - Hej, Vanessa. - Odpowiedziałam z uśmiechem.
 - Posłuchaj, ja wiem, że między moim bratem a tobą wszystko skończone, ale czy mogłybyśmy się spotkać? Tak wiesz, jak przyjaciółki?
 Zastanowiłam się nad tym ułamek sekundy.
 - Zgoda.
 - Świetnie! Jesteś w Seattle?
 Znów się zastanowiłam. I postanowiłam skłamać.
 - Nie, ale mogę przyjechać. Co powiesz na taką kawiarnię w centrum? Na przykład jutro o jedenastej?
 - Zgoda. Do zobaczenia!
 - Ciao. - Włożyłam telefon do kieszeni.

*

Życie nie jest lepsze ani gorsze od naszych marzeń, jest tylko zupełnie inne.
Wiliam Shakespeare

 - Odłóż ten nóż.
 Nie.
 - Oradea, odłóż ten nóż.
 Nie.
 Ściskałam nadal rączkę noża w dłoni. Constantin nagle pojawił się tuż przede mną. Chwycił mocno mój nadgarstek. Nóż wypadł z mojej bezwładnej dłoni i uderzył cicho o podłogę. Spojrzałam w oczy chłopaka.
 - To boli.
 Chyba.
 Constantin odrobinę zelżył uścisk, ale nie puścił.
 - Wariujesz. Co chciałaś mi udowodnić?
 - Nic. Tobie - nic. Sobie i Simthom - że sama rządzę swoim losem. Że jeśli będę chciała umrzeć, to się zabiję. Teraz chcę umrzeć. Słyszysz? Chcę umrzeć. Nigdy więcej nie chcę cierpieć.
 Chyba dałam mu do myślenia.
 - A gdybyś miała kogoś, dla kogo byłoby warto żyć?
 - Masz na myśli Alex? To dużo, ale za mało.
 - Nie mam na myśli Alex. Mam na myśli... siebie.
 O ile dobrze zrozumiałam, coś mi sugerował.
 I to ,,coś" było bardzo przyjemne.
 Może nawet wystarczająco.