środa, 2 maja 2012

Rozdział 9

Powroty są trudne... Ale jeszcze gorsze przyznanie się do błędu.

Rozdział IX

 - Zły sen? - Zapytał Conrad, kiedy nagle otworzyłam oczy. Pokiwałam głową. - O czym?
 - O jakiejś parze. Śni mi się to od paru dni. Jak serial. Podróżują razem, nawet w tym śnie widziałam parę znajomych twarzy, na przykład ciebie...
 - Ciekawe. - Uznał wampir. - Może masz prorocze sny?
 - Może...

*

 Nie może, tylko na pewno.
 Sussan miała sny o Jessamine i jej mistrzu. Jessamine została porwana. Czułem, że muszę jej pomóc, choćby dlatego, żeby udowodnić, że wampiry potrafią być dobre.
 Sussan nie miała pojęcia, ile mogą mieć lat. Nie szkodzi.
 Jessamine była śliczna i w niebezpieczeństwie.

*

 Elijah szedł tak szybko, że ledwo za nim nadążałam.
 - Elijah, zwolnij... - Jęknęłam. Stanął na moment i wyciągnął do mnie rękę. - O nie, nie będziemy używać mocy, którą zdobyłeś morderstwem.
 - Skąd wiesz, czy nie jest to właśnie moja? No chodź, nie będziemy się męczyć.
 Niechętnie chwyciłam go za rękę. Przenieśliśmy się na pewną polanę, gdzie był tymczasowy dom Cave'a i mój.
 Elijah, nie puszczając mojej ręki, pociągnął mnie w jego stronę. Gestem dłoni otworzył drzwi i zaczął obchód. Cały budynek był pusty, na szczęście.
 - Szukasz Cave'a? Jest daleko stąd. - Przypomniałam mu. Spojrzał na mnie z uśmiechem.
 - Wiesz, po co go szukam? - Podszedł do mnie, cofnęłam się. Niestety, zostałam uwięziona między Elijah a ścianą. Jego twarz była tuż przy mojej, odwróciłam głowę. Ruchem dłoni sprowadził ją do poprzedniej pozycji. - Pamiętasz, jak byliśmy dzieciakami, biegaliśmy, rzucając w siebie przypadkowymi mocami? Zawsze rywalizowałem z Cave'em. Pamiętasz, już wtedy walczyliśmy o to, który będzie twoim mistrzem, byłaś przecież jedyną sacrum, jakie znaliśmy. I dorośliśmy, w duchu rywalizacji. A wtedy ja dostałem propozycję z góry. Ale... - Zbliżył twarz do mojej. - Ja nigdy nie przestałem o ciebie walczyć. A Cave zabrał sobie nagrodę, zanim skończyliśmy grę.
 - Nie jestem nagrodą! - Krzyknęłam na niego, jednocześnie uderzając go z otwartej dłoni w twarz. Obróciłam nieco jego głowę.
 - Oczywiście, że nie. Jesteś powodem, dla którego walczymy ze sobą. - Odparł po chwili.
 Znów uderzyłam go w twarz. Uśmiechnął się.
 - Kłamiesz. - Zarzuciłam mu. Przewrócił oczami i złapał mnie za nadgarstki.
 - Możesz tak uważać. Przecież każdy ma prawo do własnego zdania.
 - Cave ci tego nie daruje. - Warknęłam. Zaśmiał się jak dawny Elijah, ale maska którą przybrał po odejściu nie zniknęła.
 - Cave jest już trupem.
 - Nie chcę, żebyś robił mu krzywdę. - Wyszeptałam z mocą. Elijah na chwilę zamarł, wpatrując się we mnie w zamyśleniu.
 Dopiero wówczas przyjrzałam się dokładniej jego twarzy. Wodził wzrokiem po moich ciemnych oczach, po moich ustach, po kosmykach włosów opadających na ramiona, zdałam sobie sprawę, że pozwoliłam mu gładzić swój policzek, jakby to było coś naturalnego. A jego niemal czarne oczy wydawały się nie widzieć nic innego poza mną.
 – Nie słuchasz mnie… - Wyszeptałam z zadziwiającym dla niej samej spokojem. Z zaskoczeniem odkryłam, że przechodzi mnie przyjemny dreszczyk. Im był bliżej, tym robiło się cieplej i bezpieczniej, mimo, iż nie powinno tak być. - Elijah… - Powiedziałam, chcąc go napomnieć, ale nie byłam pewna, czy rzeczywiście pragnęłam, żeby się odsunął. To było dziwne uczucie, które mnie paraliżowało i kazało myślom krążyć wokół jego osoby. - Elijah... - Powtórzyłam zupełnie innym głosem. Przytknął mi palec do ust, dając znak, żebym nic nie mówiła. Posłuchałam. Bezwiednie zaczął przybliżać się do moich ust. Nie cofnęłam się ani o milimetr. Powędrował dłonią z mojego policzka, przez szyję, aby na koniec zatrzymać się w okolicach talii. Całkowicie pochłaniały mnie jego oczy. To bolesne szczęście zapełniające jej klatkę piersiową z każdym oddechem przepełniło mnie na nowo, tak zapomniane, od kiedy rozstaliśmy się wiele lat temu, ruszyliśmy w swoją stronę... Nieświadomie czekałam teraz, aż dystans między nami zmniejszy się do minimum.
 Elijah pochylił się na tyle głęboko, by już móc mnie pocałować. Jednak nie zrobił tego, zaledwie się uśmiechnął, jak dawny Elijah.
 - Co cię tak bawi? - Zapytałam dziwnie drżącym głosem. Kiedy mierzył mnie spojrzeniem swoich ciemnych oczu, przepełnionych iskierkami, czułam się słaba i mała. Pierwszy raz wiedziałam, że nie mogę nic zrobić, bo tak naprawdę to on decydował. Elijah pogładził ręką moją talię.
 - Na moim miejscu też byś się śmiała. – Wyszeptał z tajemniczym uśmiechem. Nie minęła sekunda, a on już zdążył delikatnie musnąć moje usta, jakby chciał sprawdzić, czy nie mam nic przeciw temu. Nie miałam.
 Czułam, że brakuje mi powietrza. Był tak blisko… Stanowczo za blisko. Jego zapach rozlewał się już od dawna, ale nauczyłam się to ignorować, kiedy spędzałam z nim ostatnio trochę czasu. Nie byłam w stanie opanować trzepotania serca, kiedy ponownie zaczął się zbliżać. Rozum powtarzał mi, że powinnam zatrzymać go. Tylko dlaczego nie mogłam się poruszyć, a każda próba odtrącenia go zdawała się być beznadziejnym pomysłem?
 - Nie powinieneś… - Wyszeptałam słabym głosem, kiedy już prawie czułam dotyk jego ust. Wiedziałam, że się uśmiechnął, chociaż był zbyt blisko, bym mogła to dostrzec w pełni. Nie odpowiedział, podciągając mnie bliżej do siebie. Nie zrobiłam nic, żeby go zatrzymać.

 - Myślisz, że przez jakąkolwiek karę za to czegoś bym się nauczył? – W jego oczach zalśniły diabelskie iskierki. Znałam odpowiedź. Mógł zrobić niemal wszystko. Nachylił się i pocałował mnie. Objęłam go i pozwoliłam sobie na odwzajemnienie pocałunku. To tak, jakby oddawał mi część siebie, tym samym sprawiając, że nie liczy się nic więcej. Całował mnie i przytulał, jedyne co chciałam pamiętać z dzisiejszego dnia to dotyk jego warg i dłonie obejmujące talię. Serce zdawało się wyrywać do niego. Powoli, nie przerywając pocałunków, objął mnie mocniej, przyciągnął do siebie i powoli położył na łóżku.
 - Co robisz? – Spytałam z lekką pretensją.
 - Udowadniam, że nadaję się do wszystkiego. – Elijah uniósł prowokacyjnie jedną brew. – Również do zmieniania sacrum. – Dorzucił z rozbawieniem.
 - Nie możesz! – Szarpnęłam się, ale trzymał mnie zbyt mocno, żebym mogła uciec. Elijah słysząc to, jedynie wzruszył ramionami.
 - To dla dobra sprawy uznajmy, że jestem ponad wszelkim prawem. – Spojrzał na mnie z demonicznymi iskierkami w oku. Znieruchomiałam, kiedy jedną ręką sięgnął mojego policzka, przesuwając po nim opuszkiem palca, aby na koniec ująć kosmyk moich włosów i zakręcić go sobie wokół palca. Niesamowite, jak wszystko zmieniało się z minuty na minutę. Przecież chciałam, żeby taki był, najlepiej, gdyby zrobił to jakiś czas temu, ale… Czy to nie była przesada? W tym momencie każda komórka mojego ciała mówiła, że należy się obawiać i uciekać, może nawet mogłabym to zrobić, gdyby nie te jego oczy, kiedy patrzył na nią z całą swoją pewnością siebie. - Chyba się nie boisz? – Elijah puścił pukiel moich włosów, patrząc na mnie prowokacyjnie.
 - A ty? – Palnęłam, starając się unormować pracę serca, które goniło jak szalone. To nienormalne, aby ktokolwiek tak na mnie działał! Elijah uśmiechnął się z rozbawieniem, pochylając się jeszcze niżej, aby móc zbliżyć się do mojego ucha.
 - Powinienem się bać? – Odparł pytaniem na pytanie, zauważając z satysfakcją, że zadrżałam. Koniuszkiem nosa przeciągnął wzdłuż mojej szyi, napawając się zapachem mojej skóry. Zarzuciłam mu ręce na szyję, zaraz potem przewracając go na plecy. Z dziwną satysfakcją odkryłam, że wydawał się być całkowicie zaskoczony moim zachowaniem. Uniosłam lekko jedną brew.
 - Nie wiem – Odparłam z figlarnym uśmieszkiem. – Powinieneś?
 - Nie... to nie fair... – Objął mnie w talii, kiedy pochyliłam się nad nim, przykrywając nas kurtyną swoich długich włosów. – Jeśli oczekujesz, że potem w pewnym momencie po prostu wstanę i wyjdę, jak na dżentelmena przystało...
 - Ciii.... – Uciszyłam go, przykładając mu palec do ust. Gdyby nie to, że strasznie ryzykowałam, mogłabym to uznać za świetną zabawę. Zapominałam nawet, o co tak właściwie mi chodziło. Szczególnie trudno było zachować trzeźwość umysłu, kiedy patrzyłam na jego twarz. Przeczesałam palcami jego i tak rozczochrane włosy, patrzyłam prosto w oczy, które obserwowały najmniejszy mój ruch i ciągle znajdowałam się pod wpływem olśniewającego uśmiechu, który po prostu rozjaśniał cały pokój.
 - Nie powinnaś tego robić – W ciemnych oczach Elijah zapaliły się demoniczne ogniki. Pociągnął mnie na siebie, przytrzymując bardzo blisko.
 - Jeszcze nie uciekłam – Zauważyłam, jakbym chciała sprowokować go do dalszych działań.
 - Teraz już nie możesz – Stwierdził Elijah, obdarzając mnie swoim łobuzerskim uśmiechem.
 - Są sposoby, żeby się uwolnić – Zawsze uwielbiałam się z nim przekomarzać. Może było to odrobinę dziecinne, ale i bardzo pociągające.
 - Na przykład? – Elijah czekał, aż zaserwuję mu coś jeszcze, po czym zapewne już nawet przez myśl mu nie przejdzie, żeby pozwolić komukolwiek przerwać to sam na sam.
 Wzięłam głęboki oddech, pochylając się nad nim. To jak drażnienie lwa, który w każdej chwili może cię połknąć, przez jakiegoś samobójcę. Samobójcę, który bardzo lubi adrenalinę. Pochyliłam się jeszcze niżej, zatrzymując się dopiero wtedy, kiedy zetknęłam się z nim nosem.
 - Musisz się zastanowić... – Zamruczałam cicho, przyprawiając go o przyjemny dreszczyk emocji. Byłam niebezpieczna, po prostu niebezpieczna, powinno mi się zabraniać flirtowania z chłopakami! - ...Czy z pewnością chcesz mnie krępować – Dokończyłam, posuwając się jeszcze dalej. Przelotnie musnęłam jego wargi, rzucając mu przeciągłe spojrzenie swoich ciemnych oczu, których uwodzicielską moc doskonale znałam.
 Zamrugał kilkakrotnie, próbując wyrwać się spod mojego uroku. Uśmiechnęłam się do niego triumfalnie.
 - Nie powinnaś była sobie na to pozwalać – Powiedział cicho i chwilę później aż krzyknęłam, kiedy przewrócił mnie na plecy, po czym zgrabnie zamknął usta długim pocałunkiem. Tego chciałam... Nie mogłam się skupić, choćbym bardzo chciała! Jak miałam pamiętać o problemach, albo innych błahych sprawach, skoro byłam zajęta czymś o wiele bardziej absorbującym?
 Gdyby ktoś mnie potem zapytał, ile tak leżeliśmy, nie potrafiłabym nawet odpowiedzieć. Może kilka minut, kilkanaście... Wszystko jedno, i tak wydawało się, że czas ucieka zbyt szybko. Kiedy Eljiah na chwilę oderwał się ode mnie, aby przyjrzeć się dokładniej mojej twarzy, oddech mieliśmy płytki i ze zdumieniem odkryłam, że moje ręce znajdują się na karku Elijah, a palce mam wpięte w jego włosy. Tak nie powinno być, przecież nie miałam sobie pozwalać na chwile szaleństwa.
 - I jak? – Zapytałam słabym głosem. – Masz jakiś pomysł? – Potrzebowałam przerwy na złapanie oddechu. Elijah uśmiechnął się, aż zakręciło mi się w głowie od patrzenia na ten uśmiech.
 - Mam jeden – Powiedział mruczącym tonem, składając na mojej szyi delikatny pocałunek.
 - Jaki? – Zainteresowałam się niemal natychmiast. Nie przejmowałam się, że leżę pod nim zupełnie bezbronna. Elijah uniósł jedną brew, obserwując moją reakcję, kiedy swoją dłoń przesunął z mojej talii, odrobinę wyżej.
- Możesz ściągnąć tę bluzę.

1 komentarz:

  1. Nie wiem czy ty jeszcze tu wpadasz, ale (można to chyba nazwać spamem) chciałam się zapytać, czy lubisz gry polegające na dokańczaniu historii? Niedawno zorganizowałam jedną na swoim blogu

    http://bursztyniara.blog.interia.pl/?id=2311245

    Jednym z bohaterów jest wampir, więc jest to coś w twoim stylu...
    Jeśli nie masz czasu, czy weny to nie musisz odpowiadać.

    OdpowiedzUsuń